Pan Porfirjusz był po domowemu, w szlafroku, w białej czystej bieliźnie i w wydeptanych pantoflach. Był to człowiek lat trzydziestu pięciu, wzrostu mniej niż średniego, pełny i nawet z brzuszkiem, wygolony, bez wąsów i bez bakenbardów, z krótko ostrzyżonemi włosami na dużej okrągłej głowie, jakoś niezwykle zaokrąglonej na czubku. Nabrzękła, okrągła i nieco kurnosa jego twarz miała cerę słabowitą, ciemno-żółtą, ale wyraz dość żywy i nawet ironiczny. Twarz ta byłaby może nawet dobroduszną, gdyby jej nie przeszkadzał wyraz oczu, z jakimś łzawym odcieniem, pokrytych prawie białemi, mrugającemi, jakby kiwały na kogo, rzęsami. Wejrzenie tych oczu dziwnie jakoś harmonizowało z całą postawą, mającą w sobie nawet coś kobiecego i nadawało jej coś daleko poważniejszego, aniżeli na pierwszy rzut oka możnaby się było po niej spodziewać.
Pan Porfirjusz, zaledwie usłyszał, że gość ma do niego „interesik“, zaraz poprosił go usiąść na kanapie, a sam zasiadł na drugim końcu i utkwił oczy w gościa, w oczekiwaniu na niezwłoczne wyłuszczenie sprawy, z tą wymuszoną i nawet za poważną uwagą, która aż dokucza i miesza za pierwszym razem, zwłaszcza, gdy się ludzie nie znają ze sobą i jeśli to, o czem zamierzamy mówić, wcale nie odpowiada tej niezwykłej grzeczności, jaką nam okazuje strona przeciwna. Ale Raskolnikow w krótkich i węzłowatych słowach, jasno i wyraźnie wyłożył swój interes i tak był kontent z siebie, że zdołał nawet dość dobrze obejrzeć Porfirjusza. Pan Porfirjusz także ani razu nie spuścił zeń oczu. Razumichin, ulokowawszy się naprzeciwko, przy tym samym stole, gorąco i niecierpliwie śledził za wyłuszczeniem sprawy, co chwila przerzucając wzrok z jednego na drugiego, co już trochę przebierało miarkę.
„Dureń!“ — szepnął do siebie Raskolnikow.
— Powinieneś pan podać prośbę do policji — poważnie odparł Porfirjusz — jako, dowiedziawszy się o takim to wypadku, to jest o tej zbrodni, prosisz pan, ze swej strony, ażeby zawiadomiono sędziego śledczego, który prowadzi sprawę, że takie to przedmioty należą do pana i że pan chcesz je wykupić... chociaż... zresztą, napiszą to panu sami...
— Właśnie też, w obecnej chwili — Raskolnikow usiło-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/261
Ta strona została uwierzytelniona.
— 253 —