wał się zażenować jak mógł najbardziej — nie bardzo jestem przy pieniądzach... i nawet nie mogę takiej drobnostki... i widzi pan, chciałbym teraz oznajmić tylko, że to są moje rzeczy, ale, że jak będę miał pieniądze...
— To wszystko jedno — odparł Porfirjusz, obojętnie przyjmując wyjaśnienie o stanie finansowym interesanta; a zresztą, możesz pan i bezpośrednio napisać do mnie, jeśli pan chcesz, tak samo, że dowiedziawszy się o tem i oznajmiając o takich to moich rzeczach, proszę...
— Wszak to na zwykłym papierze? — pospieszył przerwać Raskolnikow — znowu interesując się formalną stroną sprawy.
— Ależ na najzwyklejszym! — i nagle Porfirjusz jakoś z otwartą ironją spojrzał nań, zmrużywszy oczy i jakby mu podmigując. — Zresztą, może się to tylko tak wydało Raskolnikowowi, trwało bowiem zaledwie chwilkę. W każdym razie, było coś w tym guście. Raskolnikow przysiągłby, że on nań mrugał, djabli wiedzą dlaczego.
„Wie“, przebiegło w nim jak błyskawica.
— Przepraszam, żem pana trudził taką drobnostką — ciągnął nieco zmieszany — moje rzeczy warte są zaledwie pięć rubli, ale są one dla mnie szczególnie drogie, jako pamiątka po tych, od których je otrzymałem i przyznaję, że gdym się dowiedział bardzom się przeląkł...
— To też dlatego takeś się zaperzył wczoraj, kiedym powiedział Zosimowowi, że Porfirjusz bada dłużników fanciarki! — wtrącił Razumichin — widocznie mając coś na celu.
To już było nie do zniesienia. Raskolnikow nie wytrzymał i gniewnie błysnął nań zapalonemi gniewem swemi czarnemi oczyma. Ale zaraz opamiętał się.
— Kpisz sobie ze mnie, bratku? — zwrócił się doń ze zręcznie udanem rozdrażnieniem. — Bardzo być może, że zanadto w twojem przekonaniu dbam o takie drobiazgi; ale przecież nie można mnie nazywać za to egoistą ani chciwym, bo w moich oczach te dwie bagatelki mogą nie być wcale bagatelkami. Mówiłem ci przed chwilą, że ten zegarek srebrny, prawie bez wartości, to jedyna spuścizna po moim ojcu. Śmiej się ze mnie, ale wiesz przecie, że matka przyjechała do mnie — zwrócił się nagle do Porfirjusza — i gdyby się dowiedziała — zwrócił się znowu coprędzej do Razumichina, starając się, ażeby mu głos
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/262
Ta strona została uwierzytelniona.
— 254 —