Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
— 27 —

Lecz po chwili twarz mu się nagle zmieniła, spojrzał na Raskolnikowa z jakąś zmyśloną chytrością i nienaturalnem natręctwem, roześmiał się i wyrzekł:
— A dziś byłem u Zosi, chodziłem prosić na otrzeźwienie... ha, ha, ha!
— Czyżby dała? — zawołał ktoś z przybyłych, zawołał i zaśmiał się na całe gardło.
— A oto właśnie tę samą flaszkę za jej pieniążka kupiłem — wymówił Marmeladow, zwracając się wyłącznie do Raskolnikowa. — Trzydzieści kopiejek wyniosła, własnoręcznie, ostatnie, jakie tylko miała, samem widział... Nic nie rzekła, tylko w milczeniu popatrzała na mnie... Tak nie na ziemi... lecz tam... dbają o ludzi, troszczą się, płaczą, lecz nie winują! A to więcej boli, więcej dolega, gdy nie winują!... Trzydzieści kopiejek... tak... A przecie i ona ich teraz potrzebuje, co? Jak pan myślisz, drogi panie? Wszak teraz ona musi dbać o czystość. A to kosztuje, ta czystość wyszukana, pojmuje pan? To kupić pomadki trzeba, to, panie, spódniczki krochmalone, bucik taki figlarny, panie, żeby to nóżkę pokazać, przechodząc przez kałużę w czasie deszczu. Pojmujesz pan, panie dobrodzieju, co to jest ta czystość? I oto ja, rodzony ojciec, ściągnąłem jej owe trzydzieści kopiejek na otrzeźwienie! I piję! Już przepiłem!... No i któż polituje się nad takim, jak ja, któż? Żałujesz mnie pan teraz, czy nie? Mówże pan, czy żałujesz, ha, ha, ha!
Chciał nalać, ale już nic nie było. Flaszka była pusta.
— Za co cię tam żałować? — krzyknął gospodarz, stanąwszy znowu przy nich.
Dał się słyszeć śmiech, a nawet wymysły. Śmieli się i wymyślali słuchający i niesłuchający, tak, patrząc tylko na figurę byłego urzędnika.
— Żałować! Za co mnie żałować! — zaskamlał nagle Marmeladow, wstając z wyciągniętą naprzód ręką, w stanowczem natchnieniu, jakgdyby tylko czekał na te słowa. — Za co mnie żałować? Mnie ukrzyżować trzeba, przybić do krzyża, a nie żałować. Ah przybij, sędzio, przybij, ale, przybiwszy, żałuj. I wtedy sam przyjdę do ciebie na przybicie, albowiem nie wesołości szukam, lecz smutków i łez!... Czy ty sądzisz, kupcze, że ten sznaps twój poszedł mi na zdrowie? Goryczy, smutków szukałem jeno na dnie flaszki, smutków i łez, i znalazłem je; a pożałuje nas Ten,