niekształtna, nieśmiała i potulna dziewczyna, prawie idjotka, lat trzydziestu pięciu, będąca w zupełnej niewoli u siostry, pracująca na nią dzień i noc, drżąca przed nią i znosząca nawet jej szturchańce. Stała w zamyśleniu z węzełkiem przed mieszczaninem i babą i słuchała ich z uwagą. Ci coś do niej gadali z niezwykłem ożywieniem. Gdy ją Raskolnikow ujrzał znienacka, ogarnęło go jakieś dziwne uczucie, podobne do najgłębszego zdumienia, chociaż w tem spotkaniu nie było nic nadzwyczajnego.
— Mogłaby panna Elżbieta postanowić sama — głośno mówił mieszczanin. — Przychodź panna jutro o siódmej godzinie. I tamci przybędą.
— Jutro? — przeciągle i w zamyśleniu odparła Elżbietka, jakby niezdecydowana.
— A to pannie siostra strachu zadała! — zaśmiała się żona handlarza, dzielna babinka. — Patrzeć na pannę, to, jak na dzieciaka. I żeby to jeszcze siostra rodzona, ale przyrodnia, no...
— Ale tym razem, niech panna nic nie powiada siostrze — przerwał mąż — oto moja rada, a zachodź panna do nas, nie pytając się o pozwolenie. To interes korzystny. Potem i siostra sama przystanie.
— Może i zajdę.
— Jutro, o siódmej; i od tamtych przyjdą; osobiście panna postanowi.
— Podamy i samowarek — dodała żona.
— Dobrze, przyjdę — odparła Elżbieta, ciągle zadumana, i zwolna jęła się ruszać z miejsca.
Raskolnikow już ich właśnie minął i nie słyszał nic więcej. Przechodził spokojnie, nieznacznie, starając się nie uronić ani jednego wyrazu. Jego pierwotne zdumienie zamieniało się powoli w trwogę, jakby mu mróz przeszedł po plecach. Dowiedział się nagle znienacka i całkiem niespodzianie, dowiedział się, że jutro, punkt o siódmej wieczorem, Elżbiety, siostry staruszki i jedynej jej współlokatorki, nie będzie w domu i że tedy stara punkt o siódmej zostanie w domu sama jedna.
Do domu miał już tylko kilka kroków. Wszedł do siebie, jakby skazany na śmierć. O niczem nie myślał, jakgdyby nie mógł myśleć o niczem; ale całą swoją istotą poczuł nagle, że niema już ani swobody rozsądku, ani woli i że wszystko skończyło się ostatecznie.
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.
— 67 —