Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —

wzamian — toć to arytmetyka! Bo i cóż warte na wagach społecznych życie tej suchotniczej, złej i głupiej staruszeczki? Nie więcej od życia pchły, karalucha, a nawet nie warte i tego, bo stara jest szkodliwa. Ona morduje cudze życie! ona onegdaj Elżbietce palec ugryzła ze złości; o mało jej go nie odjęli!
— W istocie, nie warta, że żyje — odparł oficer — ale wszak to natura.
— Ech, mój bracie, wszak naturę ulepszają, doskonalą, a gdyby nie to, wypadałoby utonąć w przesądach. Bez tego, nie byłoby ani jednej wielkości na świecie. Powiadają: „obowiązek, sumienie“ — nie mam zamiaru powstawać przeciwko sumieniu i obowiązkowi — ale czyż my je należycie pojmujemy? Czekaj, zadam ci jeszcze jedno pytanie, słuchaj!
— Nie, ty czekaj; ja ci zadam pytanie. Słuchaj!
— No?
— Oto mówisz, rozprawiasz, dowodzisz, a czy sam zabiłbyś tę lichwiarkę?
— Oczywiście, nie! Głosuję tylko za sprawiedliwością... Ale cóż tam, ja...
— A mojem zdaniem, skoro się sam nie decydujesz, to niema tu żadnej sprawiedliwości! Zagrajmy jeszcze partję!
Raskolnikow był w nadzwyczajnem wzburzeniu. Oczywiście, były to najzwyczajniejsze i najczęstsze, nieraz już przezeń słyszane, tylko w innych formach i na inny temat, młode rozmowy i myśli. Ale dlaczego właśnie teraz wypadło mu wysłuchać takiej rozmowy i takich myśli, gdy w jego własnej głowie rodziły się akurat... takie same myśli? I dlaczego właśnie zaraz, jak tylko wyniósł zarodek swojej myśli od lichwiarki, akurat trafia na rozmowę o niej?... Ten zbieg okoliczności wydawał mu się zawsze dziwny. Ta rozmowa nic nieznacząca, knajpiana, wywarła nań wpływ nadzwyczajny przy dalszym rozwoju sprawy; jakgdyby istotnie tkwiło w niej jakieś przeznaczenie, wskazówka...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wróciwszy z placu Siennego, rzucił się na sofę i całą godzinę przesiedział nieruchomo. Tymczasem ściemniło