swoim siłom nie ufał i dlatego też wybrał ostatecznie topór. Dodajemy przy sposobności jeden szczegół z powodu wszystkich ostatecznych postanowień, już powziętych przezeń w tej sprawie. Miały one jedną dziwną cechę: im były ostateczniejsze, tem głupsze, bezsensowniejsze stawały się w jego własnych oczach. Pomimo całej męczącej, wewnętrznej walki swojej nigdy ani na chwilę, w ciągu tego całego czasu nie mógł uwierzyć w możliwość spełnienia się swych planów.
I gdyby nawet zdarzyło się kiedykolwiek tak, że wszystko, aż do ostatniej godziny byłoby przezeń zbadane i postanowione ostatecznie, i nawet wątpliwości nie byłoby już żadnych — to w tej chwili, zdaje się, wyparłby się wszystkiego, jako niedorzeczności, głupoty i fantazji. Ale punktów nierozwiązanych i zwątpień zostawało jeszcze mnóstwo! Co się zaś tyczy tego, skąd wziąć siekierę, to ten drobiazg wcale go nie niepokoił, nie było bowiem nic łatwiejszego. Wszak Anastazji, szczególniej wieczorami, co chwila nie było w domu; to pobiegnie do sąsiadów, to do sklepiku, a drzwi zostawiała zawsze naoścież. Gospodyni tylko właśnie za to miewała z nią sprzeczki. I tak, należało tylko wejść po cichutku, we właściwym czasie, do kuchni i wziąć siekierę, a za godzinę (gdy się już wszystko skończy) wejść i położyć napowrót. Ale były także wątpliwości. Przyjdzie, dajmy na to, za godzinę, żeby położyć napowrót, a Anastazja akurat wróci do kuchni. Oczywiście, wypadnie minąć kuchnię i wyczekać dopóki nie wyjdzie. A jeżeli właśnie zacznie szukać siekiery, krzycząc — otóż i podejrzenie, albo przynajmniej okazja do podejrzenia.
Ale były to jeszcze drobiazgi, o których nie zaczynał myśleć, zresztą nie było i kiedy. Myślał o głównej rzeczy, a drobiazgi odkładał dotąd, aż się sam przekona o wszystkiem.
Ale to ostatnie wydawało się nie do urzeczywistnienia. Tak przynajmniej jemu samemu się zdawało. Żadną miarą, naprzykład, nie mógł sobie wyobrazić, że kiedyś przestanie myśleć, zerwie się — i pójdzie wprost tam... Nawet niedawno swoją próbę (to jest wizytę z zamiarem ostatecznego obejrzenia wszystkiego) usiłował tylko zrobić, lecz wcale nie na serjo, a tak: „co tam, pójdę sprobuję, dość „marzeń“! — i zaraz nie wytrzymał, splunął
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 —