i uciekł, wściekły na samego siebie. A tymczasem, zdawałoby się, cała analiza, w znaczeniu moralnego rozwiązania kwestji, była już przezeń dokonana: jego kazuistyka zaostrzyła się, jak brzytwa, i sam w sobie nie znajdował już przekonywujących zaprzeczeń. Ale ostatecznie poprostu nie ufał sobie, lecz uparcie, niewolniczo, szukał zaprzeczeń na stronie i poomacku, jakgdyby go kto przymuszał i pociągał ku temu. Dzień zaś ostatni, który tak niespodzianie nastąpił i zadecydował wszystko odrazu, oddziałał nań zupełnie mechanicznie: jakgdyby go kto wziął za rękę i pociągnął za sobą, bez oporu, ślepo, z nadludzką siłą, machinalnie. Zupełnie tak, jakby mu koło maszyny porwało połę surduta i zaczęło ją wciągać w siebie. Z początku — wreszcie już daleko dawniej — zajmowało go jedno pytanie: dlaczego z taką łatwością daje się odnaleźć i zdemaskować prawie każda zbrodnia i dlaczego tak jasno ujawniają się ślady wszystkich prawie przestępców? Doszedł stopniowo do licznych i ciekawych wniosków, i zdaniem jego, najgłówniejsza przyczyna zawiera się nie tyle w materjalnej niemożliwości ukrycia przestępstwa, ile w samym przestępcy; sam bowiem przestępca, i to prawie każdy, w chwili zbrodni poddaje się jakiemuś upadkowi woli i rozsądku, które natomiast ustępują jakiejś dziecinnie fenomenalnej lekkomyślności, i to właśnie w tej chwili, gdy najbardziej potrzeba rozsądku i ostrożności. Według jego przekonania, wypadało, że to zaćmienie rozsądku i upadek woli opętują człowieka, jak choroba, rozwijają się stopniowo i dochodzą do swego najwyższego punktu niebawem przed samym aktem zbrodni; trwają w tym samym stanie w trakcie spełnienia zbrodni i jeszcze przez kilka chwil po spełnieniu, zależnie od osoby przestępcy; poczem przemijają tak, jak przemija każda choroba. Kwestji zaś: czy choroba wytwarza samo przestępstwo, czy też samo przestępstwo jakoś dla swej szczególnej natury zawsze ma za towarzyszkę coś w rodzaju choroby — tej kwestji nie umiał rozwiązać.
Doszedłszy do takich wniosków, uznał, że z nim osobiście, w jego sprawie, nie mogą istnieć podobne chorobliwe przewroty, że rozsądek i wola zostaną przy nim, bezwarunkowo, przez cały czas trwania tego, co zamierzył, jedynie dla tej przyczyny, że to co zamierzył — „nie jest zbrodnią...“ Opuszczamy cały ten proces, dzięki któremu
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
— 77 —