wyciągnął rękę do dzwonka i zadzwonił. Po chwili zadzwonił jeszcze raz, głośniej.
Milczenie. Dzwonić ciągle niema potrzeby, zresztą i nie wypada. Stara, rozumie się, jest w domu, ale podejrzliwa i sama jedna. Poniekąd znał jej przyzwyczajenia... i jeszcze raz ściśle przyłożył ucho do drzwi. Czy słuch miał już tak zaostrzony (co wogóle trudno przypuścić) czy też w istocie było lepiej słychać, dość, że nagle rozróżnił jakby ostrożny szelest ręki przy klamce i jakby szmer sukni, dotykającej drzwi. Ktoś pocichutku stał przy samej klamce i tak samo, jak on nazewnątrz, nasłuchiwał przytajony zwewnątrz i, zdaje się, także przyłożywszy ucho do drzwi...
Poruszył się umyślnie i coś głośniej mruknął, ażeby nawet pozoru nie dać, że ma złe zamiary; potem zadzwonił po raz trzeci, ale powoli, poważnie i zupełnie bez jakiegokolwiek zniecierpliwienia. Gdy przypomniał sobie o tem później, trzeźwo, chwila ta została w nim na wieki; nie mógł pojąć, skąd się w nim wzięło tyle przebiegłości, zwłaszcza, że umysł zaćmiewał mu się niekiedy, a ciała swego prawie że nie czuł na sobie...
Po chwili dało się słyszeć otwieranie zamku.
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
— 81 —