łach, inne poprostu zawinięte w papier gazetowy, ale starannie i dokładnie, w podwójnych arkuszach i obwiązane wkoło tasiemeczkami. Nie tracąc ani chwilki, jął napełniać niemi kieszenie spodni, palta, nie rozwiązując paczek, ani nie otwierając pudełek: ale nie zdążył nabrać wiele...
Nagle usłyszał, że po pokoju, w (którym leżała stara, ktoś chodził! Zatrzymał się i ucichł, jak grób. Ale wszystko było spokojnie, więc tylko mu się zdawało. Wtem wyraźnie usłyszał lekki krzyk, czy też jakgdyby ktoś cicho i nagle jęknął i zamilkł. Potem znowu grobowa cisza w ciągu jednej czy dwóch minut. Siedział na palcach przy kufrze i czekał, ledwie dysząc, ale nagle zerwał się, porwał topór i wybiegł z sypialni.
Na środku pokoju stała Elżbietka, z dużym węzełkiem w rękach i spoglądała w przerażeniu na zabitą siostrę, blada, jak płótno, i jakby sił jej brakło do wołania o pomoc. Spostrzegłszy go, gdy wybiegł zadrżał, jak listek, drobnem drżeniem, a po całej jej twarzy przebiegły konwulsje. Podniosła rękę, otworzyła usta, ale jednak nie krzyknęła i powoli tyłem zaczęła odsuwać się od niego w kąt, prosto, uporczywie patrząc na niego, ale wcale nie krzycząc, tak jakby jej tchu brakło do krzyku. On rzucił się na nią z toporem: usta jej wykrzywiły się tak żałośnie, jak u bardzo małych dzieci, gdy się zaczynają czego lękać, uważnie patrzą na przerażający je przedmiot i gotowią się do krzyku.
I do tego stopnia ta biedna Elżbietka była zahukana, trwożliwa i nieśmiała raz na zawsze, że nawet ręki nie podniosła dla zakrycia sobie twarzy, chociaż byłby to ruch najpospolitszy, zwłaszcza w takiej chwili, gdy topór wisiał nad jej głową. Ledwie ledwie, tylko podniosła nieco lewą rękę, daleko jednak od twarzy, i zwolna wyciągnęła ją ku niemu, jakby chciała go odsunąć. Cios trafił ją prosto w czaszkę ostrzem i odrazu przerąbał cały wierzch czoła, prawie do ciemienia. Ciało runęło na ziemię. Raskolnikow stracił zupełnie przytomność, porwał jej węzeł, rzucił go znowu i pobiegł do przedpokoju.
Trwoga przejmowała go coraz bardziej i bardziej, zwłaszcza zaś po tej drugiej, wcale niespodziewanej zbrodni. Pragnął jak najprędzej uciec stamtąd. I gdyby w owej chwili zdolny był prawidłowiej widzieć i myśleć, gdyby był mógł ogarnąć całą trudność położenia, całą jego
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.
— 86 —