Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.
— 95 —

dowierzając sobie, powtórzył oględziny ze trzy razy. Ale nic nie było, zdaje się żadnych śladów; tylko na tem miejscu, gdzie pantalony wystrzępiły się u doły, wisiały frendzle, na tych frendzlach zostały gęste ślady krwi zastygłej. Porwał duży scyzoryk i obciął frendzle. Więcej, zdaje się, nic nie było. Wtem przypomniał sobie, że woreczek i przedmioty, które wyciągnął z kufra starej, wszystkie dotąd leżą w jego kieszeniach! — Nie pomyślał dotąd, aby je wyjąć i schować! — Nie przyszło mu to nawet teraz na myśl, gdy oglądał ubranie! Cóż to jest? Natychmiast jął je wyciągać i wyrzucać na stół. Wybrawszy wszystko, wywróciwszy nawet kieszenie dla przekonania się, że już nic nie zostało — całą tę masę zaniósł w kąt. Tam, w samym kącie na dole, w jednem miejscu było oddarte od ściany obicie, zaraz więc jął wszystko pchać w ten otwór, pod papier: „weszło! wszystko z oczu, nawet woreczek!“ — z radością szepnął, wstawszy i błędnie spoglądając na jeszcze bardziej widoczny otwór. Nagle aż zadrżał z przerażenia:
— „Boże mój“ szeptał w rozpaczy — „co się ze mną dzieje? Czyż to schowane? Czyż tak się chowa?...“
Prawda, nie liczył on na przedmioty; myślał, że będą tylko same pieniądze, dlatego też nie przygotował zawczasu miejsca — „ale teraz, teraz z czego się cieszę“? — myślał. — „Czyż tak się chowa? Doprawdy, rozum mnie opuszcza!“ W znużeniu usiadł na sofie i znowu opanowała go straszna febra. Machinalnie przyciągnął ku sobie swoje stare studenckie palto zimowe, leżące na krześle, całe prawie w łachmanach, nakrył się niem i sen z maligną objęły go prawie jednocześnie. Zemdlał.
W pięć minut potem zerwał się znowu i znowu gwałtownie rzucił się do swego palta. „Jak mogłem zasnąć, skoro nic nie zrobione! Akurat, a jakże, dotąd pętli nie zdjąłem! Zapomnieć, o takiej ważnej rzeczy zapomnieć! Taki dowód!“ Zerwał pętlę i co żywo jął ją drzeć na kawałki, zapychając pod poduszkę w bieliznę. „Kawałki podartego płótna nigdy nie obudzą podejrzeń; tak się zdaje, tak się zdaje!“ powtarzał, stojąc pośród izby i wpatrując się z naprężoną aż do bólu uwagą, w podłogę, wszędzie, czy jeszcze czego nie zapomniał, świadomość, że nawet pamięć, nawet najprostsze pojęcia go opuszczają, zaczynała go męczyć niewymownie. „Co to, czyżby już się zaczęło, czy