No — a jeśli chodzi o moje zdanie: obywatelowi, który wytłukł niemkę, nie współczuję zbytnio, boć, w gruncie rzeczy... czemu niby współczuć! Ale przy tej okazji uważam za stosowne oświadczyć, że spotyka się nieraz tak denerwujące niemki, że zdaje mi się, iż żaden postępowiec nie mógłby ręczyć za siebie. — Nikt nie patrzył na to zagadnienie z tego punktu widzenia, a jednak ten punkt nietylko istnieje, ale jest właściwie najbardziej humanitarny! doprawdy, że tak!...
Powiedziawszy to, Świdrygajłow nagle znów się roześmiał, Raskolnikow rozumiał doskonale, że ten człowiek powziął jakąś stanowczą decyzję.
— Pan widocznie od kilku dni z nikim nie rozmawiał? — spytał.
— Bezmała. A co: dziwi się pan, żem taki składny w mowie?
— Nie dziwi mnie to, że pan jesteś zbyt składny.
— Dlatego, że nie obrażam się z powodu brutalności pańskich pytań? O to chyba idzie! Ależ — o co tu się obrażać? Pytają, więc odpowiadam, — dodał ze zdumiewającą prostotą — przecież właściwie mnie prawie nic nie interesuje, jak mi Bóg miły, — ciągnął w zadumie. — Zwłaszcza teraz, nic mnie nie interesuje... Zresztą pan może przypuszczać, że ja tak ze względu na swoje zamiary, lawiruję, tembardziej, że mam interes do pańskiej siostry, jak mówiłem. Ale powiem panu otwarcie: okrutnie nudna! Szczególnie przez te trzy dni, do tego stopnia, żem aż ucieszył się widząc pana! Niech pan się nie gniewa, panie Rodjonie, ale pan wydaje mi się, sam nie wiem czemu, bardzo dziwnym człowiekiem. Jak pan sobie chce, a jednak w panu coś jest, i właśnie teraz, to jest nie specjalnie w tej chwili, a wogóle — teraz... No, no, już nic, nic, niech pan się nie chmurzy! Przecież nie jestem takim niedźwiedziem, za jakiego pan mnie uważa.
Raskolnikow ponuro popatrzył na niego.
— Być może, że pan wcale nie jest niedźwiedziem — odpowiedział. — Zdaje mi się nawet, że pan należy do ludzi kulturalnych, a przynajmniej, przy sposobności, potrafi pan być przyzwoitym człowiekiem.
— Ale przecież ja niczyjem zdaniem nie interesuję się specjalnie — sucho i jakby wyniośle odpowiedział Świdrygajłow — i dlatego, czemużby nie być czasem mierno-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —