Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.
— 102 —

wiem w gruncie rzeczy, żadnych praw do wsparcia, w tym wypadku, a nawet przeciwnie... A jej już się roi o emeryturze, he, he, he! To mi fantazja!
— Tak, o emeryturze. Bo ona jest łatwowierna i dobra i przez dobroć wierzy wszystkiemu i... i... i... taką ma już manię... Tak... przepraszam — rzekła Zosia, i znowu wstała, zabierając się do wyjścia.
— Pozwól pani, jeszcze pani nie dosłuchała.
— Prawda, nie dosłuchałam — szepnęła Zosia.
— Niechże pani siada.
Zosia zmieszała się okropnie i znowu usiadła, poraz trzeci.
— Widząc takie jej położenie, z nieszczęsnemi dziećmi, pragnąłbym, jak rzekłem, czemkolwiek, w miarę możności, przyjść jej z pomocą, to jest ściśle tylko w miarę możności. Możnaby naprzykład urządzić składkę na jej korzyść, albo coś w rodzaju loterji, albo coś podobnego, jak to zwykle w takich razach urządzają bliscy ludzie. O tem to właśnie chciałem pomówić z panią. Toby się dało zrobić.
— Tak, dobrze... Bóg panu za to... — szeptała Zosia, nie spuszczając wzroku z Łużyna.
— Można, lecz... to się zrobi potem... chociaż możnaby zacząć i założymy, że tak powiem, fundament. Przyjdź pani do mnie tak o siódmej. Mam nadzieję, że i pan Andrzej dotrzyma nam towarzystwa... Ale... jest tu jeden szczegół, który należy przedewszystkiem i detalicznie obgadać. Właśnie dlatego fatygowałem panią tutaj. Otóż mojem zdaniem, nie można, a nawet jest niebezpiecznem dawać pieniądze w ręce samej pani Marmeladowej; najlepszym tego dowodem jest choćby ta stypa dzisiejsza. Nie mając, że tak powiem, ani kromki powszedniego chleba na dzień jutrzejszy, ani... no, ani obuwia, ani nic zgoła, kupuje się dzisiaj arak, a nawet maderę i... i... kawę. Widziałem przechodząc. Jutro zaś znowu zwali na panią, aż do ostatniego kęska chleba; to już niema sensu. Tak więc i składka, podług mnie, osobiście, powinna być tak urządzoną, ażeby nieszczęśliwa wdowa nic a nic nie wiedziała o pieniądzach, ale żeby tylko, dajmy na to pani o tem wiedziała. Cóż pani na to?
— Ja nie wiem. Toć ona tak tylko dzisiaj... raz w życiu... chciała oddać ostatnią posługę, uczcić zwłoki, pa-