Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ II

Trudnoby było wyrazić ściśle powody, dla których w roztargnionej głowie wdowy po Marmeladowie powstała myśl urządzenia tej bezsensowej stypy. Istotnie, pochłonęło to niemal dziesięć rubli z przeszło dwudziestu, jakie otrzymała od Raskolnikowa na pogrzeb męża. Może pani Katarzyna poczuła się do obowiązku uczczenia pamięci nieboszczyka, ażeby wiedzieli wszyscy lokatorzy, a zwłaszcza gospodyni, że był on „nietylko wcale nie gorszym od nich, ale może i daleko lepszym“, i że nikt z nich nie ma prawa przed nim „zadzierać swego nosa“; może najwięcej wpłynęła na to ta osobliwa duma ludzi biednych, wskutek której przy pewnych obrzędach społecznych, obowiązujących w naszym bycie wszystkich i każdego, wielu biedaków wyciąga wszystkie swoje siły i traci ostatnie zaoszczędzone grosze, ażeby tylko nie być „gorszymi od innych“ i żeby ich ci inni „nie obmówili“. Bardzo jest i to prawdopodobnem, że pani Katarzyna zapragnęła, właśnie w tym wypadku, właśnie w tej chwili, gdy ją niejako wszyscy opuścili, pokazać wszystkim tym „nędznym i podłym lokatorom“, że ona nietylko „umie żyć i umie przyjąć“, ale, że wcale nie chowano jej dla takiego losu, że przeciwnie chowała się w „szlachetnym, można nawet powiedzieć w arystokratycznym, pułkownikowskim domu“, i wcale nie była przygotowaną do zamiatania samej podłóg i prania po całych nocach dziecinnych szmat. Te paroksyzmy dumy i próżności napadają nieraz najbiedniejszych i najwięcej zgnębionych ludzi, a niekiedy przechodzą u nich w konieczną, niepohamowaną potrzebę. A pani Marmeladowa nie należała przytem do rzędu zgnębionych; można ją było zabić okolicznościami, ale obezwładnić ją moralnie, to jest zahukać i podbić sobie jej wolę nie było