Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
— 117 —

niecznie powinien był taki jeden dobra dam (die Dame), żeby dobra patrzyl za Weszę“ i powtóre „żeby wszystki mloda panienka cichutko w noca romanse żadne nie czytal“. Pani Katarzyna, która w istocie bardzo była zdenerwowana i zmęczona i którą już zupełnie znudziła ta stypa, zaraz odcięła gospodyni, że ta „paple od rzeczy“ i nic nie rozumie; że starania o die Wesche to rzecz gospodyni, nie zaś przełożonej szanującej się pensji; a co się tyczy romansów, to jest poprostu nieprzyzwoitość, i że prosi ją, ażeby zamilkła.
Pani Lippewechsel poczerwieniała i odparła z gniewem że tylko „dobra żyszy!“ i że „bardzo wiele dobra żyszyl“, a że jej za „mieszkanie dawno już geld nie płacil“. Pani Katarzyna nie omieszkała jej „osadzić“, rzekłszy, iż łże, twierdząc, że „dobra żyszyl“, bo jeszcze wczoraj, kiedy nieboszczyk leżał na stole, męczyła ją za mieszkanie. Na to pani Lippewechsel bardzo dobitnie odparła, że ona „tamtych dam zapraszal, ale że tamte dam nie przyszla, bo tamte dam, to porządne dam i nie mogą przychodzil do nieporządny dom“. Pani Katarzyna zaraz „podkreśliła“ jej, że ponieważ jest chamką, to nie może właściwie sądzić o tem, co jest porządne, a co nieporządne. Pani Lippewechsel nie wytrzymała i zaraz oznajmiła, że „jej vater aus Berlin byl bardzo, bardzo ważny szlofik i obie ręce po kieszeniach chozil i ciągle robila tak: „puf“ „puf“! I żeby dosadniej przedstawić swojego fatra, niemka zerwała się z krzesła, wsunęła obie ręce do kieszeni, wydęła policzki i zaczęła wydawać jakieś nieokreślone dźwięki ustami, czemu towarzyszył głośny śmiech wszystkich lokatorów, którzy umyślnie podniecali niemkę, przeczuwając starcie. Ale tego nie mogła już ścierpieć pani Katarzyna i niezwłocznie na cały głos „wypaliła“, że pani Lippewechsel może nawet nigdy vatra nie miała, lecz że jest poprostu petersburską pijaną czuchonką i pewno służyła gdzie dawniej za kucharkę, a może jeszcze gorzej. Pani Lippewechsel zaczerwieniła się jak rak i syknęła, że to może u pani Katarzyny wcale „vater nie bul; ale że u niej bul vater aus Berlin, i taka długa surdut nosil i ciągle robil: puf, puf, puf!“ Pani Katarzyna z pogardą zauważyła, że jej pochodzenie, jest wszystkich wiadome, i że na tym samym liście pochwalnym wydrukowane stoi czarne na białem, że jej ojciec był pułkownikiem; a że ojciec