Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.
— 118 —

pani Lippewechsel (jeżeli tylko miała jakiego ojca) napewno był jakimś petersburskim czuchną i sprzedawał mleko, a najpewniej, wcale nie miała ojca, gdyż dotąd jeszcze nie wiadomo, jak nazywać panią Lippewechsel: Amelją Iwanówną czy Ludwikówną? Tu niemka, rozwścieczona ostatecznie, uderzając pięścią w stół, zaczęła piszczeć, że jest Amalja Iwan, a nie Ludwikowa, że jej vater, nazywał Johann i bul burmieister“, a że vater pani Marmeladowej ,wcale nigdy bul burmeister“. Pani Katarzyna wstała z krzesła i surowo, napozór spokojnym głosem (chociaż cała blada i z głęboko falującą piersią), zagroziła, że jeżeli jeszcze raz poważy się „zestawić swego nędznego vaterczynę z jej ojcem, to ona, Marmeladowa, zerwie jej ten czepiec i podepcze go nogami“. Usłyszawszy to, niemka zaczęła biegać po pokoju, krzycząc z całych sił, że ona tu panią, i żeby „pani Marmeladow natychmiast czyścil kwatera“; poczem jęła skwapliwie zbierać srebrne łyżki ze stołu. Zrobił się hałas i zamieszanie; dzieci zaczęły płakać. Zosia usiłowała mitygować macochę; ale gdy niemka zaczęła coś krzyczeć o żółtym bilecie, pani Katarzyna nagle odepchnęła Zosię i przypadła do gospodyni ażeby niezwłocznie wykonać groźbę swoją co do czepka. W tej chwili drzwi się otworzyły i na progu pokoju zjawił się nagle pan Piotr Łużyn. Stanął i surowym, uważnym wzrokiem oglądał całe towarzystwo. Pani Katarzyna pobiegła ku niemu.