Jednego tylko zrozumieć nie mogę: co go popchnęło do tak nędznego czynu! O, nikczemny, podły człowiek!
— Ja mogę wytłumaczyć, co go popchnęło do tego czynu i jeżeli zajdzie potrzeba, sam mogę przysiąc! — poważnym głosem wymówił nareszcie Raskolnikow i wystąpił naprzód.
Napozór był on spokojny. Wszyscy nabrali przekonania, z samego tylko rzutu oka, że on istotnie wie coś stanowczego i że wkrótce nastąpi rozwiązanie tej gmatwaniny.
— Teraz wszystko zrozumiałem — ciągnął Raskolnikow, zwracając się wprost do Lebieziatnikowa. — Od samego początku tej sprawy podejrzewałem, że musi to być jakieś niecne podejście; podejrzewałem, wskutek pewnych szczególnych okoliczności, mnie tylko samemu wiadomych, które zaraz wszystkim tu obecnym wyłuszczę: one to są właśnie przyczyną wszystkiego! Pan zaś, panie Lebieziatnikow, przez swoje cenne zeznanie, ostatecznie przekonałeś mnie pan, że nie byłem w błędzie. Proszę, niech wszyscy, wszyscy słuchają: ten jegomość (wskazał na Łużynia) starał się niedawno o rękę pewnej panny, a mianowicie mojej siostry, Eudoksji Raskolnikownej. Ale przyjechawszy do Petersburga, on, przed dwoma dniami, za pierwszem widzeniem się, poróżnił się ze mną i ja wypędziłem go od siebie, na co mam dwóch świadków. Jest to człowiek bardzo zły... Przed dwoma dniami nie wiedziałem jeszcze, że on tu mieszka u pana, panie Lebieziatnikow, i że tedy tego samego dnia, kiedy poróżniliśmy się ze sobą, to jest właśnie dwa dni temu, był świadkiem tego, jak wręczyłem w charakterze przyjaciela nieboszczyka Marmeladowa, jego żonie nieco pieniędzy na pogrzeb. Niezwłocznie napisał do mojej matki list i zawiadomił ją, że oddałem wszystkie pieniądze nie pani Marmeladowej, lecz pannie Zofji i przytem jak najpodlej wyraził się o... o charakterze panny Zofji, to jest zrobił aluzję co do charakteru stosunków moich względem panny Zofji. Wszystko to, jak łatwo pojąć, w celu poróżnienia mnie z moją matką i siostrą, wmawiając w nie, że ja szastam nieuczciwie pieniędzmi, które one mi, odejmując sobie odust, przysłały. Wczoraj wieczorem przy matce i siostrze, i w jego obecności, wyznałem istotną prawdę i dowiodłem, że pieniądze doręczyłem pani Marmeladowej na pogrzeb, nie zaś pannie Zofji i że panny Zofji, przed dwo-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.
— 129 —