Minęła jeszcze straszna chwila. Oboje wciąż patrzyli na siebie.
— Więc nie możesz zgadnąć? — zapytał nagle, z takiem uczuciem, jakby rzucał się z wieży.
— N...ie! — cicho odparła Zosia.
— Spójrz no dobrze.
I ledwie to wyrzekł, znowu poprzednie, znane mu uczucie ochłodziło nagle jego duszę: patrzył się na nią i nagle, jakgdyby spostrzegł twarz Elżbiety. Wyraz twarzy Elżbiety stał mu żywo przed oczyma, od chwili, gdy zbliżał się do niej wtedy z toporem, a ona cofała się ku ścianie, wyciągnąwszy przed siebie rękę, z zupełnie dziecinnym przestrachem w twarzy, jak maleńkie dzieci, kiedy się nagle zaczynają czego lękać i patrzą nieruchomie i niespokojnie na przerażający je przedmiot, cofają się i wyciągają rączkę przed siebie, gotowe wybuchnąć płaczem. Prawie to samo stało się teraz z Zosią: równie bezwładnie z tym samym przestrachem spoglądała nań przez jakiś czas, i nagle, ledwie, ledwie dotknęła palcami jego piersi i zwolna jęła podnosić się z łóżka, coraz bardziej i bardziej odsuwając się odeń, i coraz bardziej nieruchomy stawał się jej wzrok utkwiony w niego. Jej zgroza udzieliła się jemu: zupełnie taki sam przestrach ukazał się na jego twarzy, zupełnie tak samo i on jął spoglądać na nią, i prawie nawet z takim samym dziecinnym uśmiechem.
— Zgadłaś? — wyszeptał.
— Boże! — jęknęła z głębi piersi.
Bezwładnie upadła na łóżko, twarzą na poduszki. Ale po chwili, szybko się podniosła, szybko przysunęła się do niego, porwała go za obie ręce i ściskając je silnie jak w kleszczach, swemi cienkiemi palcami, jęła znów nieruchomie, niby przylepiona, wpatrywać się w twarz jego. Tym ostatnim rozpaczliwym wzrokiem chciała wypatrzeć i pochwycić jaką ostatnią iskierkę nadziei dla siebie. Ale nadziei nie było: niema o czem wątpić: wszystko było tak! Nawet później, w przyszłości, gdy sobie przypominała tę chwilę, robiło jej się i dziwnie i cudownie; dlaczego właśnie tak odrazu spostrzegła wówczas, że nie było żadnych wątpliwości? Wszak nie mogła powiedzieć, że przeczuwała coś takiego? A tymczasem teraz, ledwie jej napomknął o tem, wydało jej się nagle, że istotnie jakby przeczuwała właśnie to samo.
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.
— 139 —