rabunku, a sameś pan nic nie wziął? — zapytała jednym tchem, chwytając się słomki.
— Nie wiem... jeszcze nie postanowiłem, czy wezmę czy niewezmę tych pieniędzy — wymówił znowu, jakby się namyślając — nagle ocknąwszy się, szybko i krótko uśmiechnął się. — A tom głupstwo palnął przed chwilą, co?
Po główce Zosi przebiegła myśl: czy nie zwarjował? Ale zaraz porzuciła ją: nie, to co innego. Nic, a nic nie rozumiała.
— Wiesz, Zosiu — rzekł nagle jakby w natchnieniu — wiesz co ci powiem: gdybym był zamordował tylko z głodu — ciągnął dalej, akcentując dobitnie i znacząco każde słowo, lecz szczerze wpatrując się w nią — to byłbym teraz... szczęśliwy! Wiedz o tem! I co ci potem, co ci potem — zawołał po chwili z jakąś rozpaczą — co ci z tego przyjdzie, gdybym się przyznał nawet, że źle zrobiłem! No i co ci z tego głupiego triumfu nade mną? Ach Zosiu, czy po to przyszedłem teraz do ciebie?...
Zosia znów chciała coś powiedzieć, ale zamilkła.
— Dlatego zapraszałem cię z sobą wczoraj, żeś ty mi tylko jedna została na świecie!
— Dokąd zapraszałeś?
— Juści nie kraść, ani zabijać, nie lękaj się, nie po to — uśmiechnął się złośliwie. — Jesteśmy ludzie różni... I wiem, że dopiero teraz, przed chwilą odgadłem: dokąd zapraszałem cię wczoraj! A wczoraj kiedym cię zapraszał, miałem tylko jedno na myśli: żebyś mnie nie opuszczała. Czy nie opuścisz mnie, Zosiu?...
Ona uśicsnęła go za rękę.
— I poco, na com jej powiedział, pocóż ją wtajemniczałem — zawołał po chwili z rozpaczą, z nieskończoną boleścią, patrząc na nią — czekasz moich objaśnień, Zosiu, siedzisz i czekasz, widzę to; i cóż ci powiem? Wszak ty nic z tego nie zrozumiesz i tylko umęczysz się... przeże mnie! Właśnie też, zaczynasz płakać i znowu mnie ściskasz, no, a za co mnie ściskasz? Za to, że sam nie wytrzymałem i przyszedłem zwalić na innego: „cierp i ty, lżej mi będzie!“ I czyż możesz kochać takiego potwora?
— A ty, czyż się nie męczysz? — zawołała Zosia.
Znowu to samo uczucie falą wpłynęło do jego duszy i znowu na chwilę zmiękczyło ją.
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.
— 142 —