— Nie bądź dzieckiem, Zosiu — wymówił zcicha. — Cóżem wobec nich zawinił! Poco pójdę? Co im powiem? Wszystko to tylko widmo... Oni sami gubią miljony ludzi i jeszcze poczytują to sobie za cnotę. To łotry i nędznicy, Zosiu! Nie pójdę!... I cóż im powiem: żem zabił i nie śmiałem wziąć pieniędzy, żem je ukrył pod kamieniem? — dodał z gorzkim uśmiechem. — A toć oni sami mnie wyśmieją, powiedzą: głupi, że nie wziął. Tchórz i głupiec! Nic, nic nie zrozumieją, Zosiu, i nie są godni zrozumieć. Poco ja pójdę? Nie pójdę! Nie bądź dzieckiem, Zosiu..
— Zamęczysz się, zamęczysz się — powtarzała w rozpaczliwem błaganiu, wyciągając doń ręce.
— A może ja się jeszcze obmawiam — zauważył ponuro, jakby w zamyśleniu — może jestem jeszcze człowiekiem, a nie wszą, może zbyt śpiesznie potępiłem siebie.. Zmierzę się jeszcze.
Dumny uśmiech wybijał się na jego twarzy.
— I taką męczarnię znosić! I to przez całe życie, przez całe życie!...
— Przywyknę — wymówił ponuro i z zadumą. — Słuchaj — zaczął po chwili — dość płaczu, przystąpmy do faktów: przyszedłem ci oznajmić, że mnie teraz szukają, łapią...
— Ach! — zawołała Zosia z przestrachem.
— No cóżeś tak krzyknęła! Sama chcesz, ażebym poszedł do ciężkich robót, a takeś się zlękła? Tylko ja im się nie dam. Podrażnię się jeszcze z nimi i nic mi nie zrobią. Nie mają oni faktycznych dowodów. Wczoraj groziło mi wielkie niebezpieczeństwoi sądziłem, żem już zginął; ale dziś sprawa się poprawiła. Wszystkie dowody mają dwa końce, to jest ich oskarżenia ja mogę obrócić także na swoją korzyść, uważasz? i obrócę; o, bom się już teraz nauczył... Lecz do więzienia wsadzą mnie z pewnością. Gdyby nie jeszcze wypadek, to możeby mnie byli i dziś wsadzili, z pewnością, a nawet może i wsadzą jeszcze... Tylko to nic, Zosiu: posiedzę i uwolnią... bo nie mają ani jednego rzeczywistego dowodu i nie będą mieli, daję ci słowo. A z tem co mają, nie można upiec człowieka. No, dosyć... To tylko tak dla twojej wiadomości... Z siostrą i z matką postaram się jakoś tak zrobić, ażeby ich nie przestraszać i rozwiać ich podejrzenia... Siostra teraz, zresztą, może już jest dość uposażona... a więc i matka... Otóż
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.
— 149 —