Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
— 154 —

o tem nic nie powiem, ale będę mówiła o tobie nieeustannie i powiem w twojem imieniu, że już niezadługo przybędziesz do nas. Nie martw się o nią, ja ją uspokoję: ale staraj się jej nie męczyć, przyjdź choć raz jeden; pamiętaj, że to matka! A teraz przyszłam ci tylko powiedzieć (Dunia zaczęła podnosić się zmiejsca), że jeżeli na wypadek mogę ci się przydać na co... to zwróć się do mnie przyjdę niezwłocznie. Bądź zdrów!
Odwróciła się szybko i poszła ku drzwiom.
— Duniu! — zatrzymał ją Raskolnikow, wstał i zbliżył się do niej. — Ten Razumichin, to bardzo poczciwy człowiek.
Dunia zarumieniła się chwilę.
— Jest to człowiek czynny, pracoiwty, uczciwy i może trwale kochać... Bądź zdrowa, Duniu.
Dunia wzruszyła ramionami, ale potem przebiegł ją dreszcz niepokoju:
— Jakto, Rodziu, czy istotnie rozstajemy się na wieki że dajesz mi takie napomnienia?
— Wszystko jedno... bywaj zdrowa...
Odwrócił się i poszedł do okna. Ona postała, popatrzała nań niespokojnie i wyszła silnie wzruszona.
Nie, on nie był z nią zimny. Była jedna chwila (najostateczniejsza, gdy mu się strasznie chciało uścisnąć ją jak najserdeczniej i pożegnać się z nią i powiedzieć nawet, ale nie poważył się nawet podać jej ręki.
— Gotowa jeszcze potem wzdrygnąć się, gdy sobie przypomni, że ją ściskałem teraz, powie, że skradłem jej pocałunek! A czy ta wytrzyma, czy nie wytrzyma? — dodał za kilka minut do siebie. — Nie nie wytrzyma; takie nie wytrzymują! Nigdy nie wytrzymują...
— I pomyślał o Zosi.
Z okna wionął świeży wiaterek. Na dworze światło było już jaskrawe. Wziął nagle czapkę i wyszedł.
Oczywiście, nie mógł ani nie chciał zajmować się swoim stanem chorobliwym. Lecz cała ta nieustanna trwoga i cała zgroza, jaką był nawskroś przejęty, nie mogły przejść bez następstw. I jeżeli nie leżał jeszcze w prawdziwej gorączce, to może właśnie dlatego, że ciągły ten wewnętrzny niepokój podtrzymywał go na nogach, ale tylko jakoś sztucznie, do czasu.
Włóczył się bez celu. Słońce zachodziło. Jakiś dziwny