o nim cokolwiek pewnego. Dla panny Eudoksji wcale nie jest on odpowiedni. Mojem zdaniem, panna Eudoksja poświęca się w tej sprawie arcywspaniałomyślnie, ale też i bez wyrachowania, na rzecz... na rzecz swojej rodziny. Zdawało mi się, na zasadzie tego, co słyszałem o panu, że pan ze swej strony byłbyś bardzo kontent, gdyby ten związek nie doszedł do skutku. Teraz zaś, poznawszy pana osobiście, jestem tego pewien.
— Wie pan, że wszystko to, co pan mówi, daje dowód wielkiej pańskiej naiwności... to jest przepraszam... natręctwa — rzekł Raskolnikow.
— To jest, chcesz pan przez to powiedzieć, że mi chodzi o siebie. Nie lękaj się pan, panie Rodjonie, gdyby mi szło o własną korzyść, to nie mówiłbym tak otwarcie, takim głupcem nie jestem. Pod tym względem przytoczę panu pewną psychologiczną osobliwość. Tłumacząc się ze swej miłości dla panny Eudoksji, wyraziłem się, że sam byłem ofiarą. Dowiedz się pan tedy, że najmniejszej miłości dla niej teraz nie czuję, najmniejszej, tak, że aż mi samemu dziwnem się to zdaje, bo dawniej czułem...
— Z próżności i rozpusty — przerwał Raskolnikow.
— W istocie, jestem rozpustnym i próżnym. Wreszcie, siostra pańska ma tyle zalet, że nie mogłem nie ulec pewnemu wpływowi. Wszystko to jednak głupstwo, sam widzę teraz.
— Dawnoś pan to zobaczył?
— Dostrzegłem to jeszcze na wsi, ale ostatecznie przekonałem się trzy dni temu, w sam dzień mego przyjazdu do Petersburga. Zdawało mi się jeszcze nawet w Moskwie, że jadę zdobywać rękę panny Eudoksji i rywalizować z panem Łużynem.
— Przepraszam, że panu przerwę: czy nie mógłbyś streścić się i przejść prosto do celu swojej wizyty. Spieszę się i muszę wyjść...
— Z największą przyjemnością. Przybywszy tutaj i postanowiwszy udać się w wojaż, pragnąłem uczynić pewne rozporządzenie. Moje dzieci zostały u ciotki; one są bogate; ja dla nich osobiście jestem zbyteczny. Zresztą, jaki ze mnie ojciec! Dla siebie zaś wziąłem tylko to, co otrzymałem w podarku rok temu od Marty. Dla mnie to wystarczy. Daruj pan, zaraz przystąpię do celu. Przed wyjazdem, który zapewne dojdzie do skutku, pragnę skoń-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —