Dla Raskolnikowa nastały dziwne chwile: niby mgła zapadła nagle przed nim i pogrążyła w samotność ciężką i bez wyjścia. Przypominając sobie później te chwile, domyślał się, że umysł mroczył mu się niekiedy i że trwało to z pewnemi przerwami, aż do ostatecznej katastrofy. Był stanowczo przekonany, że pod wieloma względami mylił się wówczas, naprzykład pod względem terminów i czasu niektórych zdarzeń. Przynajmniej, przypominając sobie później i usiłując wyjaśnić sobie to co sobie przypomniał, co o wielu rezczach o sobie samym dowiadywał się z wieści, zasłyszanych od osób obcych. Jeden fakt naprzykład, mieszał z drugim; inne uważał za następstwo zdarzenia, które istniało tylko w jego wyobraźni. Niekiedy opanowywała go chorobliwie męcząca trwoga, dochodząca aż do panicznego strachu. Ale pamiętał także iż bywały chwile, godziny, a może nawet całe dnie pełne apatji, która go opanowywała jakby na przeciwieństwo dawnej trwogi, apatji, podobnej do chorobliwie obojętnego stanu niektórych konających. Wogóle zaś w ciągu tych ostatnich dni sam jakby się starał uciec od jasnego i zupełnego pojmowania swego stanu, niektóre fakty poprzednie, były dlań prawdziwym ciężarem; a jakże chętnie uwolniłby się i uciekł od niektórych trosk, zaniedbanie których groziło mu zupełną i nieuniknioną zgubą w jego położeniu.
Osobliwie niepokoił go Świdrygajłow: można było nawet twierdzić, że jakby zatrzymał się na Świdrygajłowie. Od czasu zbyt groźnych i zbyt wyraźnie wypowiedzianych słów Świdrygajłowa w mieszkaniu Zosi, w chwili śmierci
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.
CZĘŚĆ SZÓSTA
ROZDZIAŁ I