spokojny; jakby go nagle jęły dręczyć wyrzuty sumienia: „siedzę i słucham śpiewów, a czy to powinienem robić!“ jakgdyby sobie pomyślał. Zresztą, przyszło mu zaraz na myśl, że nie to tylko napawa go trwogą; było coś, co wymagało natychmiastowej decyzji, ale czego ani myślą, ani słowami nie można było omówić. Wszystko motało się w jakiś kłębek. „Nie, lepiej już jakaś walka! Lepszym byłby już choćby taki Porfirjusz... lub też Świdrygajłow... Żeby już prędzej jakieś wezwanie, jakaś napaść. O tak, ta!“ myślał sobie. Wyszedł z garkuchni i jął prawie uciekać. Myśl o Duni, matce, przejęła go nagle, niewiadomo dlaczego, jakby strachem panicznym. W taką to noc, o świcie, obudził się w krzakach, na wyspie Krestowskiej, trzęsąc się cały jak w febrze; poszedł do domu i przybył już wczesnym rankiem. Po kilku godzinach snu, febra przeszła, ale obudził się już późno: była druga po południu.
Przypomniał sobie, że tego dnia miał się odbyć pogrzeb macochy Zosi i ucieszył się, że nie był tam obecny. Anastazja przyniosła mu jedzenie; jadł i pił z wielkim apetytem, prawie zchciwością. Głowę miał świeższą i sam nawet czuł się spokojniejszym, aniżeli w ciągu tych trzech dni ostatnich. Aż się sam dziwił niekiedy napadom panicznego strachu, jaki go dawniej przejmował. Drzwi się otworzyły i wszedł Razumichin.
— A! Je, a więc nie jest chory! — rzekł Razumichin.
Wziął krzesło i usiadł przy stole naprzeciw Raskolnikowa. Był zaniepokojony i nie starał się tego ukrywać. Mówił z widocznym gniewem, lecz nie śpiesząc się i nie podnosząc zbytnio głosu. Można byłoby mniemać, że powziął jakiś szczęśliwy i nawet wyjątkowy zamiar.
— Słuchaj — zaczął stanowczo — djabli mi tam do was wszystkich, ale uważam, widzę teraz, widzę wyraźnie, że nic a nic nie mogę zrozumieć; proszę cię bardzo, nie sądź, że przyszedłem cię badać. Pluję ma to! Sam nie chcę! Sam teraz zechciej mnie wtajemniczać w te wszystkie wasze sekrety, to nawet nietylko słuchać nie będę, ale jeszcze plunę i odejdę. Przyszedłem tylko dowiedzieć się osobiście i ostatecznie: czy to prawda, najprzód, żeś ty zwarjował? Bo widzisz, mówią o tobie (są tacy), że albo zwarjował, albo ma wiele danych po temu. Przyznam się,
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.
— 168 —