że ja sam nawet bardzo byłem skłonny do takiego zdania o tobie, raz dla twoich głupich a nawet po części nędznych (niczem niewytłumaczonych) postępków, powtóre wskutek twego ostatniego obejścia się z matką i siostrą. Tylko wyrzutek i podlec, jeżeli nie warjat, mógłby tak postąpić sobie z niemi, jak ty postąpiłeś; a więc, jesteś warjat...
— Czy dawno widziałeś się z niemi?
— Przed chwilą. A tyś ich nie widział od tamtego czasu? Gdzież się włóczysz, powiedz-że mi, proszę cię, byłem już u ciebie ze trzy razy. Matka od wczoraj chora, poważnie chora. Wybierała się do ciebie; panna Eudoksja zatrzymała ją; nie chce o niczem słyszeć: „Jeżeli jest chory, powiada, jeżeli zmysły mu się mieszają, któż mu pomoże, jak nie matka?“ Przyszliśmy więc tutaj wszyscy razem, boć trudno było puszczać ją samą. Aż do samyih drzwi twoich prosiliśmy ją, ażeby się uspokoiła. Weszliśmy, ciebie niema, o tu siedziała właśnie. Posiedziała z dziesięć minut, a my staliśmy nad nią w milczeniu. Wstała i mówi: „Jeżeli on chodzi po mieście, a więc jest zdrów i zapomniał o matce, to nie przystoi, jak jaka żebraczka“. Wróciła do domu i zległa, teraz w gorączce mówi: „Widzę, że dla swojej ma czas“. Przypuszcza, że ta swoja to niby Zosia, jest twoją kochanką, narzeczoną lub czemś w tym guście. Udałem się właśnie do Zosi, bo, widzisz bracie, chciałem się o wszystkiem dowiedzieć, przychodzę, patrzę: trmna, dzieci płaczą, a Zosia przymierza im żałobne sukienki. Ciebie niema. Spojrzałem, przeprosiłem i wyszedłem, ażeby oznajmić o tem pannie Eudoksji. Wszystko to więc bajki i niema tu żadnej swojej, najpewniej więc obłąkanie. Ale tymczasem widzę, że siedzisz i pożerasz mięso, jakbyś ze trzy dni nie jadł. Prawda, że i warjaci jedzą, ale chociażeś ze mną nie zamienił trzech słów nawet — nie jesteś warjatem! Przysięgnę, że nie jesteś. I tak, niech was wszyscy djabli wezmą, bo musi tu być jakaś tajemnica, jakiś sekret: a ja nie mam zamiaru łamać sobie głowy nad waszymi sekretami. Przyszedłem tak tylko wykłócić się — zakończył wstając — wywnętrzyć, a teraz już wiem, jak mam sobie postąpić!
— Cóż chcesz teraz zrobić?
— A tobie co do tego, co ja chcę zrobić?
— Ejże, ty się rozpijesz!
— Skąd... skąd wiesz o tem!
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.
— 169 —