Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.
— 184 —

„Chyba się upiłeś! kto mnie z tobą widział? Brałem cię poprostu za pijanego, bo i byłeś pijany!“ no, cóż ja panu wtedy na to powiem, zwłaszcza, że te pańskie słowa będą bardziej zasługiwały na wiarę, niż jego, w jego bowiem zeznaniu jest tylko psychologja, która nawet nie licuje z jego mordą, a pan trafiasz w samo sedno, bo huncwot pija gorzką i słynie nawet z tego. Zresztą sam już mówiłem panu niejednokrotnie, że ta psychologja jest o dwóch końcach, i że drugi koniec będzie dłuższy, a i daleko prawdopodobniejszy, a że krom tego, jak dotąd, nie mam nic przeciwko panu. A chociaż, pomimo to wsadzę pana i nawet sam przybyłem (wcale nie po ludzku), powiedzieć panu o tem zawczasu, to jednak mówię panu (także nie po ludzku), że będzie mi to nie na rękę. Powtóre, dlatego przyszedłem do pana...
— No, no, powtórz! — (Raskolnikow jeszcze nie przyszedł do siebie).
— Dlatego, że, jak powiedziałem, poczuwam się do obowiązku usprawiedliwienia się przed panem. Nie chcę, ażebyś mnie pan uważał za wyrodka, zwłaszcza, że szczerze jestem dla pana życzliwy, wierz pan lub nie wierz pan sobie. Wskutek czego, po trzecie, przyszedłem z otwartą propozycją, ażebyś się pan sam przyznał do wszystkiego. To i dla pana będzie daleko korzystniej, a i dla mnie, bo się przynajmniej pozbędę tego kramu. No, cóż, otwarcie z mojej strony, czy nie?
Raskolnikow pomyślał chwilkę.
— Posłuchaj pan, panie sędzio: wszak sam pan powiadasz, że tu tylko psychologja, gdy tymczasem zabrnąłeś pan do matematyki. No, a jeżeli sam pan się mylisz?
— Nie, kochany panie, nie mylę się. Mam taką linijkę. Tę linijkę toć już i wtedy znalazłem. Bozia mi ją przysłała!
— Jaką linijkę?
— Nie powiem jaką, drogi mój panie. A i w każdym razie nie mam nawet teraz prawa odwłóczyć; wsadzę do ciupki, wsadzę. Otóż zechciej pan rozważyć: dla mnie jest już teraz wszystko jedno, a więc działam jedynie dla pana. Dalibóg, lepiej byłoby się przyznać.
Raskolnikow uśmiechnął się złośliwie.
— Ależ to już nietylko śmieszne, lecz poprostu bezwstydne. Niechbym był nawet winien (czego bynajmniej