rok? Ze szczytu jakiegoż to wspaniałego spokoju prawisz mi pan te wszystkie przemądre proroctwa?
— Co za jeden jestem? Jestem skończonym człowiekiem, niczem więcej. Człowiek, być może, czujący i współczujący, może i mający trochę w głowie, ale już zupełnie skończony. A pan, to rzecz inna; panu Bóg życie zgotował (a kto wie, może i u pana tak tylko dymem przejdzie i nic nie będzie). No i cóż, że pan wstąpisz do innej sfery ludzi? Wszak nie komfortu żałować pan będziesz, przy pańskiem sercu? I cóż, że może pana za długo nikt nie zobaczy? Nie idzie o czas, ale o pana samego. Zrób się pan słońcem, wszyscy pana zobaczą. Słońce przedewszystkiem powinno być słońcem. Dlaczego się pan znowu uśmiecha, że jestem takim Szyllerem? I założę się, że pan przypuszczasz, iż ja tak się łaszę do pana? Ha, cóż, może i w istocie łaszę się, he, he, he! Pan mi, panie kochany, na słowo nigdy nie wierz, nie wierz mi pan nawet wcale, to już moje takie szczęście, zgoda; tylko dodać winienem: o ile jestem uczciwy, a o ile podły, to sam pan możesz najlepiej rozważyć?
— Kiedy mnie pan masz zamiar aresztować?
— A z jakie półtora albo dwa dni pozwolę panu jeszcze pospacerować. Zastanów się pan, wezwij pan Boga na pomoc. Będzie lepiej i daleko korzystniej.
— No, a jeżeli ucieknę? — z dziwnym jakimś uśmiechem zapytał Raskolnikow.
— Nie, pan nie uciekniesz. Chłop ucieknie, młody sektant ucieknie — lokaj cudzej myśli. Ale pan już dzisiaj nie wierzysz w swoją teorję, z czemże więc pan uciekniesz? A zresztą co panu po ucieczce? W ucieczce niewygodnie, ciężko, a pan potrzebujesz przedewszystkiem życia i stanowiska określonego, powietrza odpowiedniego, no, a czy tam powietrze dla pana? Uciekniesz pan i sam powrócisz. Bez nas się pan nie obejdziesz. A jeśli pana wsadzę do więzienia, posiedzisz pan miesiąc, no dwa, trzy, i nagle sam pan przypomnisz sobie moje słowa, sam się pan zjawisz i to jeszcze może niespodzianie dla samego siebie. Na godzinę przedtem jeszcze pan nie będziesz wiedział że się sam zadenuncjujesz. Jestem nawet przekonany, że się pan zdecydujesz „przyjąć cierpienie“; mnie teraz nie wierzysz pan na słowo, ale sam pan na tem skończysz. Bo cierpienie, kochany panie, to rzecz nielada; nie myśl pan,
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.
— 187 —