wyspowiadać przed żoną. Co do ostatniego punktu, Marta była zresztą dość spokojna; była to rozumna kobieta, nie mogła więc patrzeć na mnie inaczej jak na rozpustnika i wietrzchnika, który poważnie nigdy nie byłby w stanie pokochać. Ale kobieta rozumna i zazdrosna, to dwie rzeczy różne, i w tem właśnie była bieda. Zresztą, ażeby bezstronnie sądzić o niektórych ludziach, trzeba przedtem wyrzec się niektórych poglądów i przyzwyczajenia do otaczających nas zazwyczaj ludzi i przedmiotów. Na zdaniu pańskiem, bardziej niż na czyjem innem, mam prawo polegać. Możeś pan dużo śmiesznego i niebywałego słyszał o mojej żonie. Istotnie miała ona niektóre arcyśmeiszne przyzwyczajenia; ale powiem panu otwarcie, że serdecznie żałuję wielu przykrości, jakie sam jej sprawiłem. No dość zdaje się pochwał, oraison funébre, od najczulszego męża dla najczulszej żony. W wypadkach kłótni, ja przeważnie milczałem i nie rozdrażniałem się, i ten chłód mój prawie zawsze trafiał do celu; wywierał na nią wpływ i podobał jej się nawet; bywały nawet wypadki, że się mną szczyciła. Ale siostry pańskiej strawić nie mogła. I jak się to stało, że zaryzykowała wziąć taką piękność do swego domu na guwernantkę! Tłumaczę to tem, że żona była kobietą gorącą i wrażliwą, i że, poprostu, sama się zakochała, literalnie zakochała się w siostrze pańskiej. Co prawda i panna Eudoksja sama zrobiła pierwszy krok — czy dasz pan wiarę? Czy dasz pan wiarę, że żona dochodziła do tego, że aż się na mnie z początku gniewała za moje ciągłe milczenie o pańskiej siostrze, za to, że jestem taki obojętny na jej nieustanne i rozkochane zdania o pannie Eudoksji? Sam nie rozumiem, czego jej się chciało. Nie bez tego, żeby nie opowiedziała pannie Eudoksji wszystkich moich sprawek. Miała ona nieszczęśliwą pasję opowiadania wszystkim bez wyjątku naszych sekretów rodzinnych i skarżenia się przed wszystkimi na mnie: jakże mogłaby pominąć nowego i pięknego sprzymierzeńca? Przypuszczam, że o niczem innem nie mówiły, jak o mnie i bezwątpienia pana Eudoksja dowiedziała się o tych wszystkich ponurych, tajemniczych bajkach, które o mnie opowiadają... Założę się, że i pan słyszałeś coś z tego?
— Słyszałem. Łużyn oskarżał pana, żeś pan nawet był przyczyną śmierci dziecka. Czy to prawda?
— Proszę pana, zostaw pan w spokoju te wszystkie
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.
— 200 —