krześle i wyglądał jak człowiek, który chciałby kichnąć, ale któremu się to nie udaje. Niekiedy baranim mętnym wzrokiem spoglądał na mówcę, lecz widocznie nie miał najmniejszego pojęcia o czem mowa i, kto wie nawet, czy słyszał, że do niego mówiono. Na stole dopalała się świeca, stała prawie pusta karafka od wódki, kieliszek, chleb, szklanki, ogórki i naczynia po dawno wypitej herbacie. Obejrzawszy ten obraz z uwagą Świdrygajłow bez współczucia odszedł od szparki i usiadł znowu na łóżku. Obdartus, wróciwszy z herbatą i cielęciną, nie mógł się oprzeć pokusie, ażeby raz jeszcze nie zaadć pytania: „czy pan czego nie potrzebuje?“ i otrzymawszy znowu odpowiedz przeczącą, oddalił się ostatecznie. Świdrygajłow rzucił się na herbatę, chcąc się rozgrzać i wypić szklankę, ale zjeść nie mógł ani kawałka, z braku apetytu. Opanowywała go widocznie gorączka. Zdjął palto, surdut, owinął się kołdrą i położył się. Był zirytowany.
— Lepiejby było, gdybym teraz właśnie — pomyślał i uśmiechnął się.
W pokoju było duszno, świeca płonęła słabo, na ulicy wiatr szumiał, gdzieś w kącie skrobała mysz, a i cały pokój jakby trącił myszami i czemś skórzanem. Świdrygajłow leżał i prawie majaczył: myśli w jego mózgu przesuwały się jak w kalejdoskopie. Zdawało się, że chciał bodaj do czegokolwiek przykuć wyobraźnię.
— Widać pod oknem jest jakiś ogród — pomyślał — drzewa szumią; jak ja nie lubię szumu drzew w nocy, podczas burzy, przykre uczucie!
I przypomniał sobie, jak przechodząc koło parku Petrowskiego ze wstrętem nawet pomyślał o nim. Przypomniał sobie także i o moście —kowym i o Małej Newie i znowu jakgdyby poczuł chłód, jak wtedy, gdy stał nad rzeką.
— Nigdy w życiu nie lubiłem wody, nawet na obrazkach — pomyślał znowu i nagle znów się uśmiechnął na pewną szczególną myśl! — Wszak teraz powinno by mi było być wszystko jedno co do całej tej estetyki i komfortu, a tymczasem stałem się podjerzliwy, jak zwierzę, które sobie szuka miejsca... w podobnym wypadku. Właśnie nie trzeba było wtedy iść do Petrowskiego parku! Zimno, ciemno, ha ha! Cóż to, miłych wrażeń poszukuję. Także! Dlaczego nie miałbym zgasić świecy?
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.
— 231 —