się. Ja rozumiem, wszystko rozumiem, nauczyłam się już teraz po tutejszemu i doprawdy sama widzę, że tu jest rozumniej. Raz na zawsze zrozumiałam, że gdzież mnie tam sądzić twoje postępki i domagać się od ciebie zdania sprawy? Może ty masz Bóg wie jakie interesy i plany w głowie, a może i jakie myśli roją ci się; i miałabym cię trącać w łokieć: o czem myślisz? Ależ... Ach Boże! Pocóż się rzucam, jak szalona... Widzisz, Rodziu, ja twój artykuł odczytuję już po raz trzeci, przyniósł mi go pan Dymitr. Ażem krzyknęła, jak go zobaczyłam; jakże jestem głupia, pomyślałam sobie, oto czemże on się zajmuje, oto rozwiązanie zagadki! Uczeni zawsze są tacy! Może on ma nowe myśli w głowie, może on je urabia sobie, a ja go męczę i drażnię! Czytam, kochanku, i naturalnie, wcale nie rozumiem: tak to zresztą powinno być; gdzież mnie tam!...
— Niech mi go mama pokaże.
Raskolnikow wziął dziennik i rzucił okiem na swój artykuł. Jakkolwiek się to sprzeciwiało jego położeniu, atoli doznał dziwnego i dotkliiwe słodkiego uczucia, jakiego doznaje dwudziestoparoletni autor na widok swej pierwszej pracy drukowanej. Trwało to chwilkę. Przeczytawszy kilka wierszy, spochmurniał i straszny smutek ścisnął mu serce. Cała jego walka duchowa z ostatnich miesięcy przypomniała mu się odrazu. Ze wstrętem i gniewem odrzucił gazetę na stół.
— Wierzaj mi jednak, Rodziu, że pomimo całej mojej głupoty, mogę wnioskować, że ty niezadługo będziesz jednym z pierwszych, jeżeli nie najpierwszym na świecie naszych uczonych. I śmieli przypuszczać, żeś zwarjował! Ha! ha! ha! Nie wiesz, toć oni tak przypuszczali! Ach nędzne robaki, czyż oni mogą się poznać, gdzie jest rozum! Nawet Dunia o mało w to nie uwierzyła, a co! Nieboszczyk twój ojciec dwa razy posyłał do gazet, z początku wiersze, mam dotąd kajet, pokażę ci go kiedy) a potem już i całą powieść sama wybłagałam go, żeby mi ją dał przepisać), i już jakeśmy się modlili, żeby ją przyjęto, nie przyjęto! Sześć, siedem dni temu gryzłam się, Rodziu, patrząc na twoje ubranie, jak ty żyjesz, co jadasz, w czem chodzisz? A teraz widzę, że byłam głupia, bo gdy zechcesz to wszystko zdobędziesz sobie rozumem i talentem. Ty tylko tymczasem jeszcze nie chcesz i zajmujesz się daleko ważniejszemi sprawami...
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.
— 240 —