Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.
— 243 —

przychodziłeś do mnie, tak samo ściskałeś mnie i całowałeś: jeszcze jakeśmy z ojcem żyli i biedowali, tyś już tem nas pocieszał, żeś był z nami, a gdy już pochowałam ojca, to ileż to razy, w takim samym uścisku jak teraz, płakaliśmy na jego grobie. A że ja płaczę oddawna — to dlatego, że serce matki przeczuło nieszczęście. Ledwiem cię po raz pierwszy ujrzała wtedy, wieczorem, pamiętasz, jakeśmy tu przyjechały, to zaraz odgadłam wszystko z twego wzroku, aż mi serce zadrżało, a dziś, kiedym ci otworzyła no, myślę sobie, przyszła stanowcza chwila. Rodziu, Rodziu, przecie nie zaraz odjeżdżasz?
— Nie zaraz.
— Przyjdziesz jeszcze?
— Przyjdę...
— Rodziu, nie gniewaj się, ja nie śmiem cię badać. Wiesz, że nie śmiem, ale tak, tylko dwa słówka mi powiedz, czy ty daleko odjeżdżasz?
— Bardzo daleko.
— Cóż tam, służba, karjera jaka czeka ciebie?
— Co Bóg da... niech się tylko mateczka modli za mnie.
Raskolnikow poszedł ku drzwiom, lecz ona uchwyciła się jego ubrania i rozpaczliwym wzrokiem patrzyła mu w oczy. Twarz jej pełna była zgrozy.
— Dosyć, mateczko — rzekł Raskolnikow, głęboko żałując, że przyszedł.
— Nie na zawsze? Wszak nie na zawsze? Wszak przyjdziesz. przyjdziesz jutro?
— Przyjdę, przyjdę, bądź zdrowa!...
Wyrwał się nareszcie.
Wieczór był świeży, ciepły, jasny; wypogodziło się od samego rana. Raskolnikow wszedł do swego mieszkania; spieszył się. Chciał skończyć wszystko przed zachodem słońca. Do tej chwili nie chciałby się z kim spotkać. Zbliżając się do swej komórki, spostrzegł, że Nastusia, oderwawszy się od samowaru, uważnie śledzi za nim i odprowadza go oczyma.
— Czy tylko nie ma gości? — pomyślał. — Ze wstrętem stanął mu przed oczyma Porfirjusz. Doszedłszy jednak do swego pokoju i otworzywszy drzwi, spostrzegł Dunię. Siedziała sama jedna, w głębokiej zadumie i widocznie oddawna czekała na niego. On stanął na progu. Dunia zerwała się z kanapy przerażona i wyprostowała się przed