sprawiło mu to niejako przyjemność, że ma jeszcze ambicję...
— A czy nie przypuszczasz, siostro, że poprostu zląkłem się wody? — zapytał z przykrym uśmiechem, zaglądając jej w oczy.
— O, Rodziu, cóż znowu! zawołała Dunia z goryczą.
Przez dwie minuty trwało milczenie. On siedział ze spuszczoną głową i patrzył na ziemię; Dunia stała przy drugim końcu stołu i spoglądała nań z męczarnią. Nagle wstał:
— Późno, już czas. Idę zaraz wydać siebie. Ale nie wiem, dlaczego idę siebie wydać.
Grube łzy spływały po jego policzkach.
— Ty płaczesz, siostro, a czy możesz podać mi rękę?
— Wątpiłeś o tem?
Uścisnęła go serdecznie.
— Czyliż idąc na cierpienie, nie zmywasz już w połowie swojej zbrodni? — zawołała, tuląc go w objęciach i całując go.
— Zbrodni? Jakiej zbrodni? — zawołał nagle, w napadzie jakiejś wściekłości — czy to, żem zabił nędzną, szkodliwą wesz, starą lichwiarkę, zbyteczną dla świata, która ssała biednych, czy to zbrodnia? Nie myślę o niej i nie myślę jej zmywać. I co mi tam wszyscy gadają ze wszystkich stron: „zbrodnia, zbrodnia!“ Teraz dopiero widzę cały nonsens mojego postanowienia, teraz, kiedy idę po wstyd zbyteczny! Poprostu z nędzy, niezdarności własnej decyduję się na to, a może i dla zysku, jak twierdził ten...
Porfirjusz!...
— Bracie, bracie, co też ty mówisz! Toć krew przelałeś — krzyknęła w rozpaczy Dunia.
— Którą wszyscy przelewają — podchwycił nagle z gniewem — którą leje się i zawsze lała się na świecie; jak wodospad, którą leją jak szampana i za którą wieńczą na Kapitolu i nazywają potem dobrodziejem ludzkości. Spójrz tylko baczniej i zbadaj jak się należy! Ja sam miałem na względzie dobro ludzkości i byłbym dokonał setki, tysiąc dobrych uczynków, za to jedno głupstwo, nawet nie głupstwo, a wprost nietakt, bo myśl moja nie była wcale tak głupią, jaką się wydaje teraz, przy niepowodzeniu... przy niepowodzeniu wszystko wydaje się głupie! Tem głupstwem chciałem tylko zyskać niezależność, zrobić
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.
— 245 —