Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VIII

Gdy wszedł do Zosi, zmrok zapadał. Przez cały dzień Zosia czekała nań w strasznem wzruszeniu. Czekały razem z Dunią. Ta ostatnia przyszła do niej od samej rana, mając na względzie wczorajsze słowa Świdrygajłowa, że Zosia „wie o tem“. Nie będziemy powtarzać szczegółów rozmowy i łez obu kobiet, i o ile zbliżyły się ze sobą. Dunia z tej wizyty wyniosła przynajmniej pociechę, że brat nie będzie sam: do niej, Zosi, do niej pierwszej przyszedł on ze swoją spowiedzią; w niej szukał on człowieka, gdy człowiek był mu potrzebny; więc też i ona pójdzie za nim, gdzie go losy poszlą. Dunia nie pytała się o to, ale wiedziała, że tak będzie. Patrzyła na Zosię nawet z pewną czcią i z początku prawie krępowała ją tem uczuciem szacunku, jakie dla niej powzięła. Zosia gotowa była nawet o mało się nie rozpłakać: ona, przeciwnie, uważała się za niegodną spojrzeć nawet na Dunię. Piękny obraz Duni, gdy ta skłoniła jej się z taką życzliwością i szacunkiem, w czasie ich pierwszego spotkania u Raskolnikowa, na wieki utkwił w jej duszy, jako jedno z najpiękniejszych i nie dających się doścignąć widzeń w jej życiu.
Dunia, nareszcie, nie wytrzymała i opuściła Zosię, ażeby czekać na brata w jego mieszkaniu; zdawało jej się ciągle, że najprzód tam pójdzie. Zostawszy sama, Zosia zaraz zaczęła się dręczyć trwogą na myśl, że on może w istocie skończy na samobójstwie. Tego samego lękała się i Dunia. Ale one obie uspokajały się nawzajem różnemi dowodami, że tak nie będzie, że tak być nie może i były spokojniejsze, póki były razem. Teraz zaś, zaledwie się rozstały i jedna i druga zaczęły znowu myśleć o tem samem. Zosia przypominała sobie, jak wczoraj Świdrygajłow mówił jej, że Raskolnikow ma przed sobą dwie drogi: