Sybir, albo... Znała przytem jego ambicję, gwałtowność, egoizm i niewiarę. Czyżby tylko sama obawa śmierci i słabość charakteru zmusiły go do życia? pomyślała wreszcie w rozpaczy. Tymczasem słońce zaszło. Ona smutna stała przed oknem i uważnie patrzyła przez nie, ale przez to okno widać było tylko szczytową niebieloną ścianę sąsiedniego domu. Nareszcie, kiedy już doszła do zupełnego przekonania, że Raskolnikow umarł, on wszedł do jej pokoju.
Radosny okrzyk wyrwał się z jej piersi. Ale spojrzawszy z uwagą na jego twarz, nagle zbladła.
— Właśnie też! — rzekł z uśmiechem Raskolnikow — przychodzę po twoje krzyże, Zosiu. Samaś mnie przecie posyłała na rozdroże; dlaczegóż więc teraz, kiedy przyszła kreska, stchórzyłaś?
Zosia w zdumieniu patrzyła na niego. Dziwnym jej się wydał ten ton: zimny dreszcz przebiegł po jej ciele, lecz po chwili domyśliła się, że i ton i te słowa, wszystko było udane. On nawet mówił do niej, patrząc jakoś w kąt i unikając patrzenia jej prosto w oczy.
— Ja, bo widzisz, Zosiu, doszedłem do przekonania, że tak może będzie korzystniej. Jest bo pewna okoliczność... Ale długoby było opowiadać, a niema o czem. Mnie tylko, wiesz co gniewa? Irytuje mnie to, że wszystkie te głupie, zwierzęce mordy obstąpią mnie zaraz, wyłupią na mnie swoje ślepie, zaczną mi zadawać swoje głupie pytania, na które trzeba będzie odpowiadać, będą pokazywać palcami... Pfu! Wiesz, ja idę nie do Porfirjusza; znudził on mnie. Pójdę lepiej do mego przyjaciela Procha, to go zadziwię, to wywołam efekt w swoim rodzaju. A trzebaby może więcej zimnej krwi; zanadto stałem się żółciowym ostatniemi czasy. Dasz wiarę: przed chwilą o mało nie pogroziłem siostrze pięścią za to tylko, że się odwróciła, ażeby po raz ostatni spojrzeć na mnie. Paskudny taki stan! Ach, do czego ja doszedłem? No, cóż, gdzież krzyże?
Był jakby sam nie swój. Nie mógł nawet ustać na jednem miejscu, nie mógł skupić uwagi na żadnym przedmiocie; jego myśli przeskakiwały jedna przez drugą, zagadywał się; ręce drżały mu zlekka.
Zosia w milczeniu wyjęła z pudełka dwa krzyże, cyprysowy i miedziany, przeżegnała się sama, przeżegnała jego i włożyła mu na piersi cyprysowy krzyżyk.
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.
— 250 —