szampana albo dońskiego, oto czem jest pański Zamietow! A ja może, że tak powiem, może się przejąłem nawskroś uległością z wysokiemi uczuciami i przytem mam znaczenie, rangę, zajmuję posadę! Jestem żonaty i dzietny. Wypełniam obowiązek obywatela i człowieka, a on co za jeden, pytam pana? Zwracam się do pana, jako do człowieka, uszlachetnionego przez wykształcenie. O i takich, choćby akuszerek, za wiele mamy także.
Raskolnikow podniósł brwi ze zdziwieniem. Słowa porucznika, który snać niedawno wstał od stołu, uderzały i sypały się przed nim po większej części jak puste dźwięki. Ale część ich jednak zrozumiał jako tako; spoglądał pytająco i nie wiedział na czem się to skończy.
— Mówię o tych strzyżonych pannach — ciągnął chciwy gawędy porucznik — przezwałem je sam od siebie akuszerkami i uważam, że to dostatecznie określa przedmiot. He! he! Tłoczą się do akademji, studjują anatomję; no powiedz pan sam; no niechże ja zachoruję, no, czyż wezwę dziewicę, ażeby mnie leczyła? He! he!
Porucznik śmiał się, zupełnie kontent ze swoich dowcipów.
— Przypuśćmy, że to jest namiętna żądza wiedzy; ale nauczyłeś się, i masz dosyć. Poco używać tej wiedzy na zło? Poco obrażać szanowne osoby, jak to czyni łotr Zamietow? Dlaczego on mnie obraził, pytam pana? A ile to jeszcze i takich samobójstw mamy? Nie możesz pan sobie wyobrazić. Wszystko to wydaje ostatnie pieniądze i zabija samego siebie. Dziewczątka, chłopaczki, starcy... Oto niedalej nawet jak dzisiaj zrana doniesiono o jakimś przyjezdnym jegomościu. Panie Nilu! jak się nazywa ten jegomość, co to się zastrzelił na Petersburskiej?
— Świdrygajłow — donośnie i obojętnie odparł ktoś z drugiego pokoju.
Raskolnikow zadrżał.
— Świdrygajłow! Świdrygajłow się zastrzelił! — zawołał.
— Jakto! Pan znasz Świdrygajłowa?
— Znam go... znam... On niedawno przyjechał...
— A tak, niedawno przyjechał, po śmierci żony, człowiek okropnej konduity, i nagle zastrzelił się i to tak skandalicznie, że trudno sobie wyobrazić... zostawił w swoim notesie kilka słów, że umiera przy zdrowych zmysłach
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/265
Ta strona została uwierzytelniona.
— 257 —