sia, przy pomocy pieniędzy, które jej zostawił Świdrygajłow, dawno już spakowała swoje rzeczy i przygotowana była do udania się za partją aresztantów, w której będzie i on. O tem nigdy ani słowa nie było wzmianki pomiędzy nią a Raskolnikowem; lecz oboje wiedzieli, że tak będzie. W czasie ostatecznego pożegnania on dziwnie się uśmiechał wobec gorących zapewnień siostry i Razumichina, o ich szczęśliwej przyszłości, kiedy on wyjdzie z katorgi, i przepowiedział, że chorobliwy stan matki skończy się wkrótce katastrofą. On i Zosia wyjechali nareszcie.
W dwa miesiące potem Dunia wyszła za mąż za Razumichina. Ślub był smutny i cichy. Pomiędzy zaproszonymi znajdowali się jednak Porfirjusz i Zosimow. Przez cały czas ostatni Razumichin miał pozór człowieka stanowczo zdecydowanego. Dunia wierzyła ślepo, że wypełni swoje plany, bo i nie mogła nie wierzyć: w tym człowieku znać było silną wolę. Między innemi, zaczął on znowu uczęszczać na uniwersytet dla ukończenia kursu. Oboje co chwila układali sobie plan na przyszłość: oboje stanowczo zamierzali za jakie pięć lat osiedlić się na Syberji. Tymczasem liczyli na Zosię...
Pani Pulcherja z radością pobłogosławiła związek córki z Razumichinem; ale po ślubie zrobiła się jak gdyby jeszcze smutniejszą. Ażeby jej zrobić przyjemność, Razumichin opowiedział między innemi fakt o studencie i jego starym ojcu i o tem że Rodzio się poparzył, a nawet chorował, wyratowawszy z ognia, w zeszłym roku, dwoje dzieci. Obie nowiny doprowadziły już i bez tego cierpiącą na umyśle panią Pulcherję prawie do stanu zachwycenia. Nieustannie mówiła o tem, zawiązywała rozmowy nawet na ulicy (chociaż Dunia zawsze jej towarzyszyła). W omnibusach, w sklepach, złapawszy jekiego słuchacza skierowywała rozmowę na swego syna, na jego artykuł, jak to on wspomagał studenta, popatrzył się podczas pożaru i t. p. Dunia nie wiedziała nawet, jak ją powstrzymać. Pomijając już same niebezpieczeństwo takiego chorobliwego stanu, mogło byłoby się zdarzyć, że ktoś przypomniałby sobie nazwisko Raskolnikowa, głośne z ostatniego procesu, i mógłby był o tem powiedzieć. Pani Pulcherja dowiedziała się nawet o adresie matki dwojga wyratowanych z ognia dzieci i chciała koniecznie pójść do niej. Nareszcie, niepokój jej wzrósł do ostatnich granic. Niekiedy za-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.
— 265 —