Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.
— 267 —

za każdym razem z listów, jakie odbiera; że niekiedy dopytuje się o matkę, i gdy mu już, widząc że zgaduje prawdę, powiedziała o jej zgonie, to ku wielkiemu jej zdziwieniu, nawet wiadomość o śmierci matki, jakgdyby niezbyt silnie nań oddziałała, przynajmniej tak jej się wydało z pozoru. Pisała, między innemi, że tak, jakby zamknął się przed wszystkimi, do swego nowego życia zastosował się bardzo łatwo i poprostu, że jasno pojmuje swoje położenie, nie spodziewa się żadnego polepszenia, nie miewa żadnych lekkomyślnych złudzeń (co tak się często zdarza w jego położeniu) i niczemu się prawie nie dziwi pośród nowego otoczenia, które tak mało jest przecież podobnem do dawnego. Doniosła, że zdrowie jego jest w dobrym stanie. Chodzi na roboty, których ani unika, ani się wypiera. Pod względem pożywienia jest prawie obojętny, ale że pożywienie to, oprócz dni niedzielnych i świątecznych, jest tak liche, że nareszcie z ochotą przyjął od niej, Zosi trochę pieniędzy, ażeby zaprowadzić sobie na codzień herbatę; co do reszty, prosił ją, ażeby się nie wtrącała bo te wszystkie zabiegi o jego wygody dokuczają mu tylko. Dalej Zosia doniosła, że w więzieniu siedzi razem z innymi; jak tam jest w środku w kazarmach, nie wiedziała ale przypuszcza, że musi być tam ciasno, brudno i nie zdrowo; że śpi na tapczanie, podścielając sobie wojłok i nie chce innego posłania. Ale że żyje tak ordynarnie i biednie wcale nie wskutek jakiegoś uprzedniego planu czy zamiaru, lecz poprostu wskutek niedbałości i zobojętnienia dla swego losu. Zosia pisała otwarcie, że, zwłaszcza w początku, nietylko nie interesował się jej odwiedzinami, ale nawet prawie gniewał się na nią, był niechętny do rozmowy i nawet traktował ją szorstko, ale że nareszcie te odwiedziny przeszły u niego w przyzwyczajenie i prawie w potrzebę, tak że bardzo nawet tęsknił, gdy przez kilka dni była chora i nie mogła go odwiedzić. Widuje się zaś z nim w święta, przy bramie więziennej lub w kordegardzie, dokąd go wywołują do niej na kilka minut; w dni zaś powszednie na robotach, gdzie go odwiedza, albo w warsztatach, lub cegielniach, lub też w spichrzach na brzegu Irtyszu. O sobie Zosia donosiła, że udało jej się zawrzeć w mieście pewne znajomości i pozyskać nawet protekcję; że się zajmuje szyciem, a ponieważ w mieście niema prawie modniarki, to stała się nawet niezbędną w wielu do-