dni przed swoją chorobą, i ona w milczeniu przyniosła mu książkę. Do tego czasu jej nie otwierał.
Nie otworzył jej i teraz, lecz jedna myśl go uderzyła „czyliż jej przekonania mogą nie być teraz i mojemi przekonaniami? Jej uczucia, jej dążenia przynajmniej...“
Ona także przez cały ten dzień była wzruszona a w nocy nawet znowu zachorowała. Lecz była tak szczęśliwą, że prawie zlękła się swego szczęścia. Siedem lat, tylko siedem lat! W początkach swojego szczęścia, w pewnych chwilach oboje gotowi byli patrzeć na te siedem lat jak ma siedem dni. On prawie nie wiedział o tem, że nowe życie nie przychodzi mu darmo, że musi je drogo okupić, zapłacić za nie wielkim, przyszłym czynem...
Ale tu już zaczyna się nowa historja, historja stopniowego odnawiania się człowieka, historja stopniowego przekształcenia się, stopniowego przechodzenia z jednego świata w drugi, zawierania znajomości z nową, dotąd zupełnie mu obcą rzeczywistością. Mogło by to posłużyć za temat nowego opowiadania, ale powieść niniejsza jest skończona.
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.
— 277 —
KONIEC