— Więc pani ją kocha?
— Ja? A ja-a-akże! — wyciągnęła żałośnie Zosia i z cierpieniem załamała nagle ręce. — Ach! pan jej... Gdybyś pan ją znał. Toć ona całkiem jak dziecko... jakby niespełna rozumu z rozpaczy. A jaka była rozumna... jak wspaniałomyślna... jaka dobra! Pan nic; nic nie wie... och!
Zosia wymówiła to jakby w rozpaczy, wzburzona, cierpiąc i załamując ręce. Blade jej policzki zarumieniły się znowu, w jej oczach wyraziła się męczarnia. Widać było, że ją dotknięto do żywego, że strasznie pragnęła coś powiedzieć, ująć się, zastąpić. Jakieś nienasycone współczucie, jeśli się tak można wyrazić, wyryło się nagle we wszystkich rysach jej twarzy.
— Biła! Co też pan mówi! Boże, biła! A chociażby i biła, więc i cóż! Więc cóż? Pan nic nie wie... Ona taka nieszczęśliwa! I chora... Ona szuka sprawiedliwości... Ona jest święta. Ona tak wierzy, że wszystko musi znaleźć sprawiedliwość i żąda... I żeby ją nawet zamęczyć, to nie dopuści się niesprawiedliwości. Sama nie widzi, że to niepodobna, ażeby wszystko było u ludzi sprawiedliwe, i irytuje się... Jak dziecko, jak dziecko! Ona sprawiedliwa, sprawiedliwa!
— A cóż będzie z panią?
Zosia spojrzała nań pytająco.
— Wszak oni zostali na pani głowie. Prawda, że i dawniej wszystko było na pani głowie, i nieboszczyk na otrzeźwienie także pożyczał od pani. No, a teraz co będzie?
— Nie wiem — smutnie odparła Zosia.
— Oni tam zostaną?
— Nie wiem, tam się za mieszkanie należy; gospodyni podobno mówiła dzisiaj, że wymówi mieszkanie,, a pani Katarzyna powiada, że i sama się nie zostanie.
— Cóż się tak zawzięła? Czy na panią liczy?
— Ach, nie, nie mów pan tak! My żyjemy jak jedna — znowu wzburzyła i irytowała się Zosia, jak rozgniewany kanarek, lub inny mały ptaszek. — Bo i jak ma zostać? No jak ma zostać? — pytała gorączkując się i zapalając. — Ale ile się ona dziś napłakała! Zmysły się jej mieszają, pan tego nie dostrzegł? Mieszają się; to się lęka, jak malutka o to, czy aby jutro będzie przyzwoicie, czy będą zakąski i wszystko... to załamuje ręce, krwią plu-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
— 46 —