Czy to sen jeszcze?“ — pomyślał Raskolnikow, ostrożnie i z niedowierzaniem wpatrując się w niespodziewanego gościa.
— Swidrygajłow? Absurd. Nieprawdopodobne! — wymówił nareszcie głośno, ze zdumieniem.
Wykrzyknik ten, na pozór, wcale nie zdziwił gościa.
— Przybyłem do pana dla dwóch powodów, najprzód, pragnąłem poznać pana osobiście, ponieważ dawno już słyszałem o panu z bardzo pochlebnej strony; a powtóre, mam nadzieję, że mi pan raczysz dopomóc w pewnym interesie, bezpośrednio dotyczącym siostry pańskiej panny Eudoksji. Mnie samego, bez rekomendacji, bardzo być może, nie dopuści mnie teraz do siebie, atoli z pańską pomocą spodziewam się...
— O, mylisz się pan — przerwał Raskolnikow.
— Wszak one dopiero wczoraj przyjechały, pozwól pan zapytać?
Raskolnikow nie odpowiedział.
— Wczoraj, wiem. Ja sam przybyłem także ledwo przed trzema dniami. Otóż posłuchaj pan, co panu powiem w tej sprawie, panie Rodjonie; tłumaczyć się uważam za zbyteczne, pozwól mi pan jednak zaznaczyć, iż w gruncie rzeczy, w całej tej sprawie niema znowu nic tak występnego z mojej strony, mówiąc bez przesądów, biorąc rzeczy na trzeźwo?
Raskolnikow przypatrywał mu się ciągle w milczeniu.
— Czy to, że w swoim domu prześladowałem bezbronną dziewczynę i „obrażałem ją nędznemi propozycjami“ — czy tak? (Sam uprzedzam! — Ależ, weź pan pod
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/7
Ta strona została uwierzytelniona.
CZĘŚĆ CZWARTA
ROZDZIAŁ I