uwagę, że i ja jestem człowiekiem et nihil humanum... słowem, że mogę ulec pokusie i zakochać się (co oczywiście nie od nas zależy), wtedy wszystko wytłumaczy się w sposób bardzo naturalny. Cała kwestja polega na tem: czy jestem wyrodkiem, czy sam ofiarą? No, a jeśli ofiarą? Wszak proponując jej ucieczkę do Ameryki lub do Szwajcarji miałem może zamiary najszlachetniejsze, może pragnąłem stworzyć szczęście wzajemne!... Wszak rozsądek jest sługą namiętności; może ja sam więcej bym stracił na tem, możebym się sam zgubił?
— Ależ tu wcale o to nie chodzi — ze wstrętem przerwał Raskolnikow — poprostu jesteś pan obrzydliwy, czy pan masz, czy nie masz racji, i dlatego nie chcą pana znać, wypędzają pana, odczep się pan!...
Świdrygajłow roześmiał się nagle.
— Jednakże pan... jednakże pana nie łatwo stropić! — wymówił, śmiejąc się jak najserdeczniej — chciałem pana podejść, ale gdzie tam, trafiłeś pan w najprawdziwszy punkt.
— Ależ pan i teraz usiłuje mnie podejść.
— Więc cóż? Więc cóż! — powtórzył Swidrygajłow, śmiejąc się na całe gardło — wszak to bonne guerre, co się nazywa, i podstęp najniewinniejszy w świecie!... Ale bądź co bądź, przerwałeś mi pan: tak, czy owak, stwierdzam znowu, że nie byłoby żadnych nieprzyjemności, gdyby nie wypadek w ogrodzie. Żona moja, Marta...
— Mówią, że pan także i ją zamęczył? — Brutalnie przerwał Raskolnikow.
— A więc pan i o tem słyszałeś? Prawda, jakżeby o tem nie słyszeć... Co do tego pańskiego pytania, do prawdy nie wiem, co mam panu odpowiedzieć, chociaż moje własne sumienie jest całkiem pod tym względem spokojne. To jest, nie myśl pan, żebym się czegoś obawiał... wszystko to odbyło się w zupełnym porządku i z całą ścisłością: śledztwo lekarskie stwierdziło apopleksję, która była następstwem kąpieli po spożyciu sutego obiadu, zakropionego niemal całą butelką wina, zresztą nie mogło stwierdzić nic innego... Nie, jeżeli myślałem o sobie w tej sprawie, a myślałem szczególniej w wagonie, kiedym tu jechał, to tylko, czy nie przyczyniłem się do tego... nieszczęścia, jakiem podrażnieniem, moralnie, albo czemś
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.
— 8 —