Taras Szewczenko był przedewszystkiem poetą lirycznym, nawet wtedy liryka przeważała w jego talencie, gdy temat był ściśle dramatyczny. Inną miarą musi go mierzyć literatura małoruska, a inną — krytyka.
Dla literatury małoruskiej znaczenie jego jest, można powiedzieć, epokowe: nie od Kwitki, Hułaka-Artemowskiego, Kowalewskiego i innych, lecz od niego rozpoczyna się ten okres umysłowego życia ludu ruskiego, który nosi na sobie piętno życia literackiego. On językowi ludowemu nadał tę gibkość, harmonijność i siłę, jakiej każdy język wymaga dla wyrażenia współczesnych myśli. Jak Dante z licznych djalektów stworzył ten piękny włoski język, którym napisał Komedję Boską, wziąwszy swoje toskańskie narzecze za podstawę, — tak Szewczenko stworzył język literacki ruski, wziąwszy za podstawę narzecze czehryńsko-połtawskie. Jakkolwiek język literacki ruski nie jest ustalony, ten i ów posługuje się własnem narzeczem, najbliższem mu, jednak narzecze czehryńskie legło w podstawę literatury i już się z tych podstaw wybić nie da. Od języka literackiego, którym się posługiwali Szewczenko i Kulisz, a nawet Kostomarow w młodości swojej, jako Jeremij Hałka, najdalej odbiega Galicja, gdzie Rusini, nie tylko tokiem mowy, ale budową zdania, składnią, a przedewszystkiem słownictwem zadziwiająco zbliżają się do polskiego języka. Zbliżenie to byłoby jeszcze bardziej uderzającem, gdyby nie odrębność alfabetu.
Znaczenie poezji Szewczenka dla literatury ruskiej jest, jak powiedzieliśmy, epokowe i niezaprzeczone. Nie mamy jednak zamiaru w szkicu niniejszym analizować charakter i doniosłość jego poezji, ale nie możemy pominąć tych okoliczności, które urabiały jego psychologję, pobudzały jego natchnienie, rozszerzały jego widnokrąg umysłowy i w ogóle kształciły jego umysłowo. Na tej drodze Polacy i literatura polska odgrywali niepoślednią rolę, a ta strona poety jest najmniej pono znana polskim czytelnikom. Nie bardzo się pomylę, jeśli powiem — prawie nieznana. Wpływ ducha polskiego na rozwój ideowy poety ruskiego przez zetknięcie się jego z Polakami byłby może najlepszym dowodem, że zbliżenie się i poznanie u jednostek może torować drogę do poznania się obu narodów, do oceniania krzywd i błędów wzajemnych w przeszłości nie miarą teraźniejszości, a zatem do utorowania drogi do lepszej przyszłości. Dzisiejsza sytuacja w Europie podobna jest do wzburzonego morza, na falach którego bujają okręty nasze i ruskie. Nie prędko się uspokoi to morze i kto wie czy obu okrętom nie wypadnie zawinąć do wspólnego portu, najbliższego i najpewniejszego, niż szukać nowych o bardzo płytkiej wodzie.
Szewczenko, jak obaczymy później, z obcych języków znał tylko jeden język — polski. Pochodził on z głębokiej Ukrainy, z tej części, która niegdyś była kolebką kozaczyzny i hajdamaczyzny. Sfera jego życia i otoczenia nie ułatwiała mu bynajmniej stosunków z polskiem społeczeństwem. Dzieckiem — chodził do „diaka“ do szkółki wiejskiej, gdzie się nauczył czytać księgi liturgiczne i śpiewać w cerkwi „na kryłosie“. Jako wyrostek, poszedł na służbę lokajską do dworu, do „pana“, na szczęście nie Polaka. Okazał się katem dla dziecka, w którem się samodzielnie budził duch poezji i piękna. Wędrował tedy ze swoim „panem“, synem siostrzeńca księcia Potiomkina, Engelhardt’em — pochodził z krwi niemieckiej, lecz z ducha był Rosjaninem starego pokroju — „barin“, który, służąc w wojsku, zwiedzał Warszawę, Wilno, Petersburg, pił, hulał, włóczył się z kochankami płatnemi i młodemu Szewczence kazał malować ich portrety. Była to szkoła życia, w której nie idee panowały, ale — ruble, karty i wino.
Z konieczności przeto, Szewczenko, stykając się z nizinami życia w Warszawie, musiał mówić po polsku. Z wiadomościami zdobytemi pojechał do Wilna.
W Wilnie był pierwszy etap, gdzie niewątpliwie ułatwił i pogłębił znajomość polskiego języka — oczywiście za plecami „pana“, który łajał i bił po rosyjsku, a rozmawiał — po francusku. Oczywiście — i tu była dostępna dla niego tylko sfera nizin. Młody, żywy, gorący, bez trudu robił znajomości z płcią piękną. O galerji przyjaciółek wileńskich nie opowiadał nigdy. Może to były przyjaciółki z tej kategorji, o których się nie mówi. Może. Może je nawet spotykał i poznawał w przedpokoju swego „pana“, bo Engelhardt prowadził życie bardzo hulaszcze. Nic-by w tem nie było dziwnego.
Dotykamy ogólniejszych stosunków w życiu T. Szewczenki o tyle, o ile one potrzebne są do poznania tła życia, na jakiem ono rozwijało się i płynęło, o ile na tem tle kształtowały się stosunki poety z polakami — zawsze przygodne.
Wspomnieliśmy już, że T. Szewczenko znalazł się w Wilnie. Było to m. w. ku końcowi roku 1829 i w r. 1830 prawie przez cały rok tam przebywał — w tej samej roli, co i w Warszawie, lokaja i nadwornego malarza, „poddanego“ Engelhardt’a. Z konieczności przeto w Warszawie i Wilnie musiał poznawać praktycznie język polski i uczyć się go bez trudu.