„kawałków“ posłał.[1] Powtarzało się to kilkakrotnie, a w maju (1857) „wysłał 17 sztuk“. Wybierz z nich, co najlepsze — pisał — według twego zdania, i sam cenę oznacz. W obec zbliżającej się podróży jestem podobny teraz do tureckiego świętego. Gdyby zapłacono po 15 rs. byłbym więcej niż zadowolony“.[2]
Trawiony gorączką tworzenia, oddając się tylko ukradkiem malowaniu i pisaniu, Szewczenko znalazł glinę, zdatną do lepienia i z zapałem oddał się skulpturze. W wyroku sądowym, który go nad brzegi Kaspijskie zagnał, nic o tem nie powiedziano; zabrał się przeto do lepienia. I tu pośrednictwo Zaleskiego okazało się potrzebnem. Posłał mu tedy najpierw Byka z Kirgizem.[3] Innym razem z Zielińskim, autorem Kirgiza, posyła grupę Trio, a z Friedmanem figurę Zbawiciela.[4] Wszystko to łatwiej było spieniężyć za bezcen bodaj w Orenburgu niż w Nowopetrowsku.
Korzystając z uczynności Zaleskiego, wdzięczność swoją wyraża w każdym liście. Nosiła też ona wszelkie cechy gorącej i szczerej przyjaźni, która nie ma tajemnic przed sobą.
Polacy nie tylko szanowali jego uczucia narodowe, ale starali się je podtrzymywać i ożywiać, zasilając go książkami, które mu mogły przyjemność zrobić. Posyłano mu więc Martwe dusze Gogola, Bohdana Zaleskiego Poezje,[5] a nawet jakąś książeczkę, która ukazała się w Kijowie „po małorusku“ p. t. Kijewskije łandyszi (Kijowskie konwalje). O Bohdanie Zaleskim pisze: „miłego mi Bohdana otrzymałem; serdecznie ci dziękuję. Nie rozstaję się z nim teraz; niektóre utwory umiem już na pamięć. Jedno tylko przykro: nic ma się z kim dzielić tą rozkoszą, jaką daje poezja“. O utworach swoich rodaków mniej przychylnie się wyraził. „Powiedz mi — pisze — na miłość Boga, skąd ty dostałeś tych zwiędłych, bez wszelkiego zapachu Kijowskich konwalij? Biednym moim krajanom zdaje się, że tem pięknem narzeczem[6] nie tylko można wszelkie bajdy wypisywać, ale i drukować. Biedaki! — Nic więcej powiedzieć o nich nie można“.[7]
Im więcej mijało lat wygnania, tem większy smutek i rzewność ogarniały duszę poety. Nadzieje walczyły w nim z beznadziejnością. Jeden car umarł, tron objął drugi — spodziewał się przeto ułaskawienia. Manifest wstąpienia na tron Aleksandra II., pominął Szewczenkę; czekał na manifest koronacyjny. Była to walka oczekiwania z rozpaczą zapomnienia. Wkrótce mieli być ułaskawieni Sierakowski i Zaleski, a on męczył się jeszcze śród bezleśnego i blademi trawami okrytego stepu — już sam prawie. Dawni towarzysze niedoli jedni po drugich opuszczali go. W samotności duchowej, nie mając z kim dzielić ani trosk swoich i smutków, ani nadziei, uciekał w niedaleką przeszłość, spędzoną razem z nimi, a śród otoczenia rozpaczliwej jednostajności, ta przeszłość wydawała mu się piękniejszą zdaleka i powleczoną poezją smutku. „Wczoraj — pisze — byłem na Chanta Babie,[8] obszedłem wszystkie parowy, pokłoniłem się jak starym przyjaciołom drzewom, któreśmy rysowali, a w najdalszym parowie — pamiętasz — gdzie przy samej studni sterczą obnażone korzenie wielkiego drzewa, — usiadłem pod tem drzewem i długo siedziałem. Padał drobny deszczyk, potem przestał, potem znowu padał, a ja nie ruszałem się z miejsca; tak mi było przyjemnie pod gałęziami tego starego olbrzyma, że siedziałbym do późnej nocy, gdyby nie myśliwi, którzy mnie spędzili — oby za to ani jednego wróbla nie zastrzelili! Jakieś jasne, pełne rozkoszy wspomnienia ogarniały mię wtedy. Przypomniałem sobie całą naszą wyprawę Karatowską ze wszystkimi szczegółami — i ciebie i Turno… Ta wyprawa na długo pozostanie mi w pamięci.“
Po przybyciu Szewczenka do Nowopetrowska, komendantem tego stepowego fortu był kapitan Majewski, zdaje się, także jeden z rozbitków, którego los w stepy Kirgizkie zapędził.
Człowiek samotny, bez rodziny. Był przychylny dla Polaków i dla Szewczenka. Może wspomniał na starość strony ojczyste, rodzinę, zatęsknił do muzyki ojczystego słowa, dość, że zmiękł. Przez palce patrzył na wygnańców i tułaczy. Miał litość może nad własną ojczyzną. Szewczence pozwolił nawet mieszkać u siebie. Nie długo to trwało. Umarł. Może i jego zabiły tęsknota i osamotnienie — ta gorączka żrąca powolnie ale beznadziejnie serce człowieka. Miejsce Majewskiego zajął Herakljusz Uskow. Ciężki z początku, lecz z czasem stawał się coraz łagodniejszym. Serca ludzkiego żaden urząd nie może przerobić na kamień. Jaśniejszy promień i w jego życiu się znalazł. Miał żonę, Agatę, Polkę niewątpliwie — jedną z tych zapewne, które, związane dobrowolnym łańcuchem, za sałdacką szynelą wędrują po całej Rosji, a samotne i nieznane życie kończą na emeryturze mężów, — szczęśliwe, jeśli potrafią stworzyć własną rodzinę. Wynarodowiają się one mimowoli i toną bezpowrotnie w obcem i dalekiem morzu.
Osamotnione, a spragnione miłowania kogoś, serce poety uderzyło mocniej na widok kobiety,