rozpacz ogarnęła serce poety. Widział jak trudno jemu wyrwać się „z tego przeklętego gniazda“ — i to wywołało straszną depresję. Takim nastrojem tchnie cały list kwietniowy do Zaleskiego, w którym między innemi powiada: „następną pocztą, jeżeli sił mi starczy, napiszę do Sowy; w obecnej chwili tak jestem wzburzony, tak przygnębiony moralnie, że wprost nie mogę w mojej głowie myśli powiązać, tembardziej napisać coś do rzeczy. Pisz do niego, ucałuj odemnie i życz, jak ja życzę, powrotu do zdrowia i szczęścia“.[1]
Na tych serdecznych akordach nie zakończył się przyjazny stosunek obu poetów, nawiązany nad Uralem. Zaleski, Żeligowski, Turno i zapewne wiele innych ułaskawieni zostali i na razie, jakkolwiek nie wrócili do kraju, jednak przez Petersburg zbliżyli do niego i do rodziny. W r. 1857 przyszło wreszcie ułaskawienie i dla Szewczenki, ale znanym i stosowanym zwyczajem nieludzkim Moskwy, pozwolono mu zamieszkać zdala od Ukrainy — w Petersburgu. Na tem pustkowiu, gdzie Piotr I. przerębywał okno dla nowej polityki — mieszania się w sprawy państw zachodnich, w r. 1858 spotkali się znowu obaj poeci. Nie znamy szczegółów tego spotkania się — szkoda. Szczerość obu poetów, którzy byli sercem własnego narodu i jego echem, byłaby nam odkryła może to co było w nim i jak biło serce narodu. Spotkanie to musiało być bardzo serdeczne, bo Szewczenko pod dniem 13 maja (s. s.) roku 1858, w petersburskim swoim dzienniku powiada że Sowa wpisał mu następujący wiersz. Przytaczamy go w całości nie bez powodu.
Do brata Tarasa Szewczenki.[2]
Wieszczu ludu, ludu synu,
Tyś tem dumny, boś szlachetny,
Bo u skroń twych liść wawrzynu
Jak ton pień twych smutny, świetny.
Dwa masz wieńce, męczenniku!
Oba piękne, chociaż krwawe,
Boś pracował nie na sławę,
Lecz serc braci słuchał krzyku.
Im zamknięto w ustach jęki —
Ach! i jęk im liczon grzechem!
Tyś powtórzył głośnem echem
Zabronionych jęków dźwięki.
I nad każdym tyś przebolał
I przepłakał nim urodził,
Lecz duch z wyżyn cię okolał,
I duch pierś twą oswobodził.
Smutny wieszczu! patrz cud słowa!
Jako słońca nikt nie schowa,
Gdy dzień wzejdzie — tak nie może
Schować słowa nikt z tyranów,
Bo i słowo jest też Boże
I ma wieszczów za kapłanów.
Jak przed grotem słońca pryska
Ciemnej nocy mrok i chłód,
Tak zbawienia chwila bliska,
Kiedy wieszczów rodzi lud.
Ant. Sowa.
Z powodu tego wiersza zadzierzysty literat ruski mnorum gentium, Wasyl Szczurat pragnąc uchodzić w oczach swoich czytelników za głębokiego krytyka, napisał rozprawę p. t. Szewczenko-Żeligowski-Czeczot.[3] Powoławszy się na dziennik Szewczenka Szczurat powiada: „Wynikałoby z tego, że polski poeta z Litwy — krytyk daje do poznania, że jest w tym talencie coś nie polskiego, — Edward Żeligowski, znany pod pseudonimem Antoniego Sowy, zaznawszy tej samej doli co i Szewczenko, a zatem poznawszy go lepiej niż kto inny, przy spotkaniu się z nim na wolności w Petersburgu poświęcił mu i napisał wyłącznie dla niego powyższy wiersz.[4] Tak wszyscy dotychczas myśleli. A tymczasem maleńkie rozczarowanie — dodaje dostojny krytyk i podkreśla słusznie. Zdaje mu się, że odkrył Amerykę i cieszy się że chwała spadnie na literaturę galicyjsko-ukraińską. Cóż to za powód tej radości? Wielki — Szczurat odkrył, że Sowa w fałszerstwo literackie się bawił i podwakroć oszukał swoich czytelników, ale Szczurata oszukać nie tak łatwo. Cóż się stało? Otóż dostojny krytyk odkrył, że Sowa ten sam wiersz o pół roku wcześniej wydrukował pod tytułem Do poety ludu w zbiorku swoich poezji, które wyszły w r. 1857 w Petersburgu, a do tytuliku dodał: z bułgarskiego. Nie dość tej zbrodni, bo dzięki znanej chytrości lackiej w wydaniu poezji swoich pominął nazwisko Szewczenka i zmienił rymy: zamiast męczenniku — wydrukował mój lirniku, a zamiast tyranów — napisał sułtanów.
Dla tak bystrego krytyka jak Szczurat sprawa jasna: „Żeligowski — powiada on swoim czytelnikom — sfabrykował dedykację Szewczence i do gotowego już przekładu z bułgarskiego, zmienił tytuł i dodał jedną strofę.“ „Ten fakt — powiada dalej — budzi pewne refleksje co do wartości dedykacji“, ale jako człowiek kochający wolność przedewszystkiem, „pozostawia czytelnikowi prawo rozważyć tę sprawę po swojemu.“