Po tem wszystkiem, cośmy o wzajemnym stosunku obu poetów pisali, tem brzydszą wydaje się niewdzięczność i nieszczerość Sowy. Oczywiście, ma tu miejsce słynna „polska intryga“.
Korzystając z wolności, łaskawie udzielonej czytelnikom przez Szczurata, musimy zapytać: cóż to za mistyfikacja? Poco i naco Sowa i Szewczenko okłamywali się wzajemnie, jak nowożytni przyjaciele?
Wszystko, co można było wyczytać „z drukowanego“, wyczytał IMć pan Szczurat, a czego nie wyczytał — nie domyślał się. A cała sprawa przedstawia się bardzo prosto i jasno. Wiemy, że z Nowopetrowska Szewczenko posyłał Zaleskiemu „materje wełniane“, a kiedy wysyłał próby swojej skulptury pisał: „Byk z Kirgizem“, „Trio“ i t. p. Szczurat, jakkolwiek posiada bujną fantazję, ani rusz domyślić się nie może dla czego to wszystko!
Przejdźmy teraz do wiersza inkryminowanego. Sowa napisał go na wygnaniu, pod wpływem korespondencji z Szewczenką — i nie posłał — zawahał się. On już wyjeżdżał, już opuszczał wygnanie, a Szewczenko zostawał jeszcze. Czyż taki wiersz nie byłby obu zatrzymał w niewoli? Jak pan myśli, panie krytyku? A co do przekładu „z bułgarskiego“ i dodatków — niech się pan uspokoi. Tak się zawsze robiło — dla cenzury. Dla uspokojenia pańskiego sumienia powiem, że cenzor rosyjski, znalazłszy raz w artykule politycznym przy rzeczowniku „krowa“ przymiotnik „rosyjska“, zamienił ten przymiotnik bardziej dźwięcznym — „hiszpańska“. Dla czego? zapytuje autor. Ja wiem dla czego — odpowiada cenzor — pan piszesz „krowa rosyjska“, a myślisz o Katarzynie II! Jakie są na to argumenty.
Sądzę, że po tych kilku słowach p. Szczurat zrozumie dla czego Sowa zmienił „męczenniku“ na „mój lirniku“ i dla czego w dzienniku Szewczenki zapisał wiersz bez skróceń. Czyż nie prościej i uczciwiej byłoby przypuścić, że Sowa sam przyniósł swoje Poezje Szewczence, wytłumaczył inkryminowane ustępy, a ów wierszyk, przeznaczony dla poety, własnoręcznie mu na pamiątkę wpisał?
I tak całą tę zagadkę, której przy wielkiej bystrości krytycznej i złośliwości, nie mógł zrozumieć Szczurat, rozwiązuje — „krowa hiszpańska“.
Z takiem przekręcaniem faktów, mających szlachetne znaczenie, wypadnie jeszcze raz spotkać się nam na drodze stosunków Polaków z Szewczenkiem.
Już z tych kilku słów, któreśmy powiedzieli, wyraźnie zarysował się stosunek wzajemnej życzliwości. Wątpić należy czyby on przeszedł z granic przyjaźni do czynu. Polacy byli niepoprawni: nie mogli nie myśleć o ojczyźnie i pracować dla jej podźwignięcia. Czy Szewczenko miał jakie zamiary i plany? Trudno odgadywać — nigdzie się one nie ujawniły. Siedział tymczasem w Nowopetrowsku, snuł marzenia artystyczne i dzielił się pomysłami z Zaleskim. „Niedawno przyszła mi myśl — pisze — uscenizować przypowieść ewangeliczną O Synu marnotrawnym, współczesnego rosyjskiego społeczeństwa. Idea sama przez się głęboko pouczająca, ale ten temat czysto moralny wywołał w mojej wyobraźni wstrząsające obrazy. Są one już w najdrobniejszych szczegółach wykończone — w mojej wyobraźni, i gdybym tylko miał najlichsze środki, zginął bym zapracowawszy się. Tak więc, jestem do pewnego stopnia zadowolony, że mi brak środków do pracy. Pomysł jeszcze nie dojrzał; popełniłbym nie jeden błąd. Będę więc nosił w sobie jak matka dziecko ten pomysł z jego nieskończenie różnorodną ilością tematów szczegółowych, a na wiosnę, pomodliwszy się Bogu, przystąpię do pracy. Jeśli Pan Bóg pomoże mi wykonać ten pomysł, to się zrobi dużej objętości album, a gdyby mi udało się wydać go kiedykolwiek, to byłby to szczyt mego szczęścia i pragnień. Jeśli zaś, Boże uchowaj, nie uda się — umrę; idea sama zbyt silnie zrosła się z moją duszą“.[1]
Prawdopodobnie Szewczenko nie rozpoczynał nawet tej pracy, gdyż wiosna przyniosła mu wolność, która całą kolonję polską niesłychanie ucieszyła. I Szewczenko odżył. Jeszcze nie było absolutnej pewności urzędowej, ale prywatnie już było wiadomo, że chwila wolności niedaleka. Wiadomość o tem z dwóch stron nadeszła: od żony hr. Tołstoja, vice prezydenta Akademji sztuk pięknych w Petersburgu i od Bronisława Zaleskiego. Z tego powodu napisał do niego Szewczenko entuzjastyczny list. Uważając uwolnienie swoje za rzecz prawie pewną, zaczął „budować na tym pięknym fundamencie“, a z zamiarów swoich zwierza się przyjacielowi. „Pierwszy poemat — introdukcja: pożegnanie stepu, gdziem tyle lat cierpiał, pożegnanie innych, których kochałem, potem Moskwa i — pauza.“ Zamiast jechać petersburgską żelazną koleją — pisze dalej — pojadę zwykłą pocztową drogą Smoleńską albo Wileńską i przyjeżdżam wprost do Raczkiewicz.[2] Tu rozpoczyna się druga część poematu: widzę się z tobą, płaczę, uradowany całuję ręce twojej szczęśliwej matki, całuję twoje uszczęśliwione siostry, czarnookich i jasnookich siostrzeńców i w objęciach zupełnego szczęścia odpoczywam, powtarzając wiersz wielkiego poety:
Całe powietrze w Arabistanie
Ledwie mi na oddech stanie![3]