Strona:PL Fr Rawita-Gawroński - Taras Szewczenko i Polacy.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

regułą jezuicką — pisze ten pedagog polskiej młodzieży, — polegającą na tem, ażeby nie gardzić żadnemi środkami, prowadzącemi do celu i korzysta z łatwowierności i dobroduszności poety, Sierakowski i Padlewski (co tu robił Padlewski? — Niewiadomo), — powzięli zamiar użyć małoruskiego poetę jako sztandaru ukraińskiego i opanować ten sztandar. Usiłowali oni z tego zawziętego wroga narodowości polskiej uczynić powolne narzędzie i mało brakło, a byłby się on stał sztandarem polskiej sprawy. Do takiego mianowicie celu było skierowane przez Sierakowskiego posłanie do Kobzarza „O zlaniu się współplemiennych braci“.[1] Nie znamy oryginału listu Sierakowskiego, a mamy mocne podejrzenie, że zamiast o „zlaniu się“ była w niem mowa o „połączeniu się“ obu narodów do wspólnej walki z Moskwą. Jest to tembardziej prawdopodobne, że organizatorowie powstania w r. 1863 na Rusi istotnie łudzili się możliwością wywołania wspólnej akcji, która się krwawo zakończyła dla marzycieli politycznych.
Jakże sam Szewczenko zapatrywał się na to „podejście“ jego przez Polaków? Jak w jego duszy odbijała się ta „intryga polska“? Jak się wyrażała w jego ideach i obrazach poetyckich?
Nie mamy żadnych śladów ażeby między Szewczenką a Polakami istniały jakieś układy lub plany polityczne. Może tylko w prywatnej rozmowie dotykano tego przedmiotu — i to, może? Czas rozpoczęcia akcji był jeszcze daleki i Szewczenko nie dożył tej chwili. Tam wszakże, gdzie wypowiadała się dusza poety, myśli jego i uczucia daleko odbiegały od pojęć większości „zemlaków“. Dopiero w bliższem zetknięciu się z Polakami Szewczenko zrozumiał, że Car moskiewski, to nie osoba, to — system, wykształcony wiekami długiej niewoli, który powstał na gwałcie i gwałtem tylko da się zwalić. Że nieraz o tem była mowa dowodzi chyba wierszyk, napisany w Orenburgu, którego treść może tylko zrozumieć dusza wychowana w niewoli.

Zaśpiewaliśmy i rezeszliśmy się
Bez łez i bez rozmowy.
Czy zejdziemy się znowu
I czy zaśpiewamy kiedyś?

A może... Gdzież tam! Jakimi?
I zaśpiewamy — jaką?
Nie tutaj, nie takimi
I pewnie nie taką...


Dalsza treść, ostrożna, o życiu w Orenburgu i o nadziejach, dowodzi że wierszyk ten był reminiscencją rozmów z Polakami. Z Moskalami, choćby nawet i życzliwymi, nie rozmawiałby ani półsłowami, ani o przyszłości.
Swoją przeszłość kozacką wspominał często, ale coraz rzadziej obwiniał o nią Lachów, a do swoich zwracał się otwarcie:

Nedoumy
zanapastyły Bożij raj!


W otoczeniu Polaków poglądy jego na przeszłość wyjaśniały się i utrwalały. Jeśli winą Polaków było, że rozhukanej Kozaczyzny nie umieli ani powstrzymać, ani jej siłom nadać właściwego kierunku, że pozwolili rozrosnąć się pierwiastkowi anarchii w duszach kozackich aż do przybrania dzisiejszych potwornych kształtów, to Szewczenko równie dobrze zdawał sobie sprawę z tego, kto był winowajcą największym, kto zdeprawował politykę kozacką i serce narodu ruskiego. Dla charakteru tego wiersza, napisanego na rok prawie przed śmiercią, podajemy go w oryginale.

Jak-by to ty, Bohdanę pjanyj
Teper na Perejasław hlanuw,
Ta na zamczyszcze podywywś,
Upywsia-b, zdorowo upywś!
Ty preprosławlennyj kozaczij
Rozumnij bat’ku! I w smerdiaczij
Żidiwskij chati pochmeływś,
Abo-b w kalużi utopywś,
W bahni swyniaczym...

Amiń tobi, wełykij muże,
Wełykij, sławnyj — ta neduże!
Jak-by ty na swit ne rodywś,
Abo w kołyści szcze upywś
To ne kupaw-by ja w kalużi
Tebe presławnoho. Amiń.

Perejasław 18. 8. 1859.

Myśl wyrażona tutaj różni się mocno od tej apoteozy jaką Chmielnickiego otaczają Moskale i od tej fałszywej czci, bardziej zawistej niż politycznej, jaką otaczają imię jego dzisiejsi borytele ukrainizmu galicyjskiego. Szewczenko napisał wprawdzie Hajdamaków, oparty o wspomnienia dziejowe, ale w przyszłość patrzył dalej: wiedział że droga, wskazana do Moskwy, ma tylko dwa wyjścia: do niewolniczego posłuchu albo wybujałej anarchii. Dopiero przez te dwa etapy wyrównać się może ku wolności.

Szewczenko widział lepszą przyszłość Rusi z Polakami. Idei tej poświęcił wiersz do Polaków, przesłany Bron. Zaleskiemu.

    nia, czytywał głośno na lekcji literatury rosyjskiej Tarasa Bulbę, słaby utwór Gogola, pisany żółcią i wyśmiewający Polaków. Czałyj z nizkiego poziomu umysłowego swojej sfery nie wyniósł uczucia patryotyzmu: u Polaków dostrzegał tylko marzenie i śmieszność, u Małorusów uważał za głupstwo. Najbardziej jego duchowi podobały się polityka i patryotyzm rosyjski: trzymać wszystko i wszystkich w jednej garści i pod jednym knutem.

  1. M. Czałyj: Żiźń i proizw. str. 82.