Dajmy go także w całości w nieznanym polskim przekładzie.
Gdyśmy byli kozakami,
Unii nie było
Z wolnymi braćmi Polakami
Wolno się nam żyło.
Kwitnęły stepy nam wesoło,
Kwitły sady nasze,
Niby lilie w około,
Tak to, bracie Lasze.
Dumne były matki nasze,
Bo wolnych rodziły.
Tak, mieliśmy, bracie Lasze
I wolność i siły.
Ale oto w imię Boga
Przyszli Jezuici,
Zapalona chata droga,
A my krwią obmyci!
O, tak bracie! W imię Boże
Raj nasz zamącili,
I rozlało się krwi morze,
A chatę — spalili...
Schyliły się łby kozacze
Jak zdeptane trawy,
Ukraina płacze, płacze
Zmarnowanej sławy.
Pomarniało głów bez liku
A ksiądz wyśpiewuje
Głośno w obcym nam języku
Swoje Alleluje!
Tak to, tak to bracie Lasze,
Księża i panowie
Rozsiekali drużbę naszą
Mieczem po połowie.
Podaj-że rękę kozakowi
I szczere serce jemu daj,
Dopomóż, bracie, wygnańcowi
Odtworzyć dawny, cichy raj!
Jeżeli zważymy, że wiersz ten napisany został w r. 1857, a zatem przy pierwszem zetknięciu się z Polakami, to mimowoli nasuwa się uwaga, że jest on następstwem długich poprzednich rozmów i dyskusji, które pozwoliły poecie spojrzeć na swoją przeszłość okiem nieuprzedzonem, umysłem nie sprzedajnym i sercem głęboko odczuwającem niedolę własnego kraju.
Te uczucia, a nie wzajemna obłuda zbliżyły poetę ruskiego do Polaków.
D. 22 grudnia 1917.
Wisła, Śląsk Cieszyński.