Ja się nie skarżę, choć Twoje narody
Idą, nie wiedząc skąd, kędy i po co?
I bijąc w siebie, jak morskich fal wody,
Pracę stuleci druzgocą.
Choć hasła wieku, jak błędne ogniki,
W strasznej nicości prowadzą nas bagno,
Choć próżno biją w niebiosa okrzyki
Tych, co konają i pragną!
Ja się nie skarżę, choć Twoje ołtarze
Nie płoną wiecznej jasności pochodnią,
Choć synom twoim na imię: »nędzarze«,
A nędza, tak często — zbrodnią!
Ja się nie skarżę, choć serce człowieka
Z porywów marnych wykułeś, nie z siły;
Choć smutnym droga tak bardzo daleka
Do ukojenia — mogiły!
Chociaż ideał, na cząstki rozbity,
Wspólnego duchom nie tworzy ogniska;
Choć przez najczystszych uniesień zachwyty
Płomień żądz ziemskich przebłyska.
Ja się nie skarżę, choć słońce nie świeci
W chacie nędzarza, w skazańca ciemnicy;
Choć pokolenia posępnych stuleci
Marnieją w gnuśnej tęsknicy!
Choć tyle smutków i łez na tej ziemi,
Tyle niedoli, ach! i tyle winy...
Strona:PL Fragmenty Konopnicka.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.