Strona:PL Fragmenty Konopnicka.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

Po imieniu nazowię, i liczbę wyliczę,
I wypiętnuję nazwisko
Jaszczurczego rodzaju, co nieprawość swoję,
Jako na brudne śmiecisko,
Na dzieło ręki Twojej wytrząsa wzgardliwie...
Ty sprawiedliwość czyń z niemi!«

Głos pomsty w ciszy bije aż do niebios progu,
Dziwne jakieś niepokoje
Rozwiewają oddech nocy...
Mgły białe, jako duchy, niosą się pierzchliwie.
Gnane podmuchem przemocy...
Jakaś tęskność, omdlenie, i ucisk, i trwoga,
Ogromną skargę milczenia
Rzuca w niebo pełne cienia,
Pod którem ziemia leży, jak lutnia strzaskana.

W ciszy nocy głos pomsty bije aż do Pana:
— »Oto człowiek, co w dni owe,
Z potu i łez sług swoich utkane bogato,
Nosił szaty szkarłatowe,
I łoże snu swojego przykrywał makatą,
Z łez i potu sługi swego.
A kiedy ten zachorzał i nie mógł, omdlały,
Zarobić chleba czarnego,
Pan z mizernej zapłaty odliczył grosz mały,
Aby się więcej zbogacił,
I nędzarzowi grosza tego nie dopłacił«.