Ten winowajcą jest znać — i z rozbłyskiem
Świtu drży, sądząc, że pożar na dachu.
Ja ciepło sieję, by z niego, jak z ziarna,
Światło na myśli błysnęło nam niwie;
Drobne iskierki ja krzeszę cierpliwie,
Własnem je tchnieniem zasilam i żywię,
Zanim noc pierzchnie, noc głucha i czarna.
Bo w słońcu tylko dojrzewa plon błogi;
A kto dnia gwiazdę zadmuchnąć chce złotą,
Ten — albo sam jest rażony ślepotą,
Albo dłoń chciwą wyciąga już oto,
Po zdobycz łatwą wśród zmierzchu i trwogi.
Ja ducha mego, ja krew moję sieję;
Ja pieśnią wstrząsam tę ziemię zoraną,
Jak grzmot wiosenny — aż jutro z niej wstaną
Ludzie, godniejsi piastować to miano:
W tę ja pracuję, w tę żyję nadzieję!
Pójdźcie, obaczcie, kto jestem i jaki
Siew rzucam w rolę przyszłości! Zaiste,
Ziarno me zdrowe, i płodne, i czyste,
Tak mi dopomóż w tym siewie, o Chryste,
I niech w dzień żniwa snop plonu mam taki!
A ja wam mówię: mój kamień mogilny
Mieć będzie napis: »braterstwo i zgoda«.
I wzejdzie nad tą mogiłą pogoda,
I brat tam bratu z miłością dłoń poda —
I pójdą razem — i słaby — i silny.
Strona:PL Fragmenty Konopnicka.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.