Lecz teraz — jeszcze rozterki jest pora;
Więc smutna jestem i pełna goryczy,
I słowa moje, jak świst giętkich biczy,
Rażą tym uszy, co w spokój zwodniczy
Chcą ukołysać sumienie — upiora.
Tak! biczem jestem na serca, w tłustości
Własnej osiadłe i skrzepłe bezruchem!
I jednych chłoszczę, i wstrząsam łańcuchem
Drugich — a wszystkich chcę porwać mym duchem
Ku dnia rozświtom, ku wielkiej przyszłości!
Kto tam iść nie chce, niech kopie mogiłę,
Niech się zawczasu w grób ciemny położy;
Bo przyjdzie w słońca promieniach duch Boży,
I przyszłość ludom naroścież otworzy...
Ja wam to mówię — ja mówić mam siłę!
A w dniu tym razem z mrokami nocnemi,
Z krzywdą, z niedolą, i z hańbą, i z nędzą,
Duchy światłości — obłudnych rozpędzą,
A pająk własną udusi się przędzą,
I spokój będzie, i miłość na ziemi!
A teraz rzućcie, gdy chcecie, kamieniem.
Ale zaprawdę, jeżeli ja wzruszę
Pieśnią choć jednę zakrzepłą w lód duszę,
Jeśli choć jednę łzę bratnią osuszę,
Kamień — u nóg mych upadnie ze drżeniem!
Strona:PL Fragmenty Konopnicka.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.